Czy Trump przyniósł Bliskiemu Wschodowi pokój na wieczne czasy?

2025-10-19 5:00

Rozejm w Strefie Gazy nie kończy wojny – ani politycznie, ani militarnie. Izrael może wrócić do ofensywy, jeśli uzna, że Hamas narusza warunki porozumienia, a przyszłość konfliktu zależy nie tylko od działań Netanjahu, ale też od kalkulacji Trumpa i amerykańskiego wsparcia. Sytuację na Bliskim Wschodzie analizuje Michał Wojnarowicz, analityk ds. Izraela i Palestyny z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Trump w Tel Awiwie. Hamas wypuszcza kolejnych zakładników

i

Autor: AP Photo/ Associated Press Trump w Tel Awiwie. Hamas wypuszcza kolejnych zakładników
  • Izrael może wznowić ofensywę, jeśli Hamas złamie porozumienie
  • Rozejm nie obejmuje całego konfliktu izraelsko-palestyńskiego
  • Netanjahu balansuje między wojną a wyborami
  • Trump ostrożniejszy niż wcześniej — liczy się z opinią publiczną

Rozejm w Gazie to nie koniec wojny

„Super Express”: – Donald Trump odwiedził na początku tygodnia Izrael. Stało się to tuż po podpisaniu porozumienia o zawieszeniu broni w Strefie Gazy, którego jego administracja była akuszerem. W swoim stylu skomentował, że to „nowy świt dla Bliskiego Wschodu”. Nie przesadza w swoim optymizmie?

Michał Wojnarowicz: – Rzeczywiście, mamy tu wyraźny stempel Donalda Trumpa i jego niepodrabialne kwantyfikatory. Jeśli jednak chodzi o skalę tego, co udało się osiągnąć, to na razie mówimy o pierwszej fazie wdrażania porozumienia. Przede wszystkim zobaczymy, czy ono się utrzyma. Nie możemy zapominać, że dotyczy tylko działań wojennych w Strefie Gazy, która jest zaledwie jednym z wielu pól konfliktu w regionie.

– A i sytuacja w samej Strefie Gazy jest bardziej skomplikowana, niż Trumpowi się wydaje. Izraelczycy przez dwa lata stawiali sobie za cel zniszczenie Hamasu. Tymczasem, ledwie ich wojska zaczęły się wycofywać ze Strefy, Hamas już próbuje przejąć nad nią kontrolę. Z punktu widzenia Izraela sprawa nie jest jeszcze zakończona?

– To faktycznie jedno z kluczowych pytań, które pojawiają się w ostatnich dniach. Dziś na stole leżą dwa scenariusze. Jeden zakłada, że Izrael znajdzie pretekst, by uznać działania Hamasu za złamanie warunków porozumienia i wznowi działania wojenne. Oczywiście, od razu pojawia się tu pierwsza wątpliwość – czy w takim momencie Izraelczycy mieliby poparcie Amerykanów.

USA przestają bezwarunkowo wspierać Izrael

– Myśli pan, że nie?

– Jeszcze przed podpisaniem porozumienia Donald Trump odgrażał się, że jeśli Hamas nie przyjmie planu, który zaproponował, Izrael dostanie zielone światło do kontynuacji ofensywy, dalszej pacyfikacji Strefy Gazy i, co więcej, będzie mieć w tym amerykańskie wsparcie. Tyle że to było przed podpisaniem porozumienia. W obecnej sytuacji, decydując się na wznowienie działań zbrojnych, Izrael musiałby złamać obietnice złożone Trumpowi. Ośmieszyłby też tych przywódców, którzy spotkali się w egipskim Szarm el-Szejk, by rozmawiać o pokoju. Co więcej, dalsza walka o zniszczenie Hamasu oznaczałaby walkę partyzancką, duże straty wśród izraelskich żołnierzy. Jednym słowem, ten scenariusz niósłby ze sobą gigantyczne koszty – zarówno polityczne, jak i wojskowe.

Netanjahu słabnie. Dalsza wojna może mu zaszkodzić

– Wojna w Gazie była w dużej mierze akceptowana przez izraelskie społeczeństwo. Widzieliśmy jednak dużą radość z uwolnienia izraelskich zakładników i ulgę, że wojna została zatrzymana. Czy Netanjahu byłby w stanie wzbudzić entuzjazm dla dalszej destrukcji Strefy Gazy?

– Wiele wskazuje na to, że nie. Oczywiście, taki scenariusz byłby na rękę najbardziej radykalnej części koalicji rządzącej i jej elektoratowi, ale niekoniecznie reszcie społeczeństwa. Musimy pamiętać, że armia Izraela to armia rezerwistów. Żeby prowadzić działania zbrojne, ludzie porzucają codzienne życie – rodziny, pracę, biznesy. Wojna destabilizuje zarówno społeczeństwo, jak i gospodarkę Izraela. W tym momencie powrót do niej byłby po prostu niepopularny. Wizja całkowitego zniszczenia Hamasu nie wydaje się dziś na wyciągnięcie ręki.

– Ten scenariusz jest więc ogromnym ryzykiem dla rządu Netanjahu. A jak wygląda ten drugi?

– Izrael nie wraca do wojny. Co nie znaczy, że w Strefie Gazy panuje pokój. Rozejm jest ciągle naruszany, ale konflikt nie przyjmuje pełnoskalowej formy. Mimo wszystko toczą się jakieś negocjacje i w najgorszym wypadku doprowadzi to do zamrożenia konfliktu. Hamas będzie próbował się odbudować, ale nie będzie mieć do tego pełnej swobody. Nie można też wykluczyć, że to porozumienie będzie wykorzystywane przez Netanjahu politycznie. Najpóźniej jesienią przyszłego roku muszą odbyć się wybory w Izraelu. Z tego punktu widzenia, bardziej mu się opłaca, żeby straty wśród żołnierzy nie rzucały się ludziom w oczy, a mgliste zapowiedzi zniszczenia Hamasu nie były główną osią kampanii wyborczej.

Hamas, wybory i zagrożenie nowym rozlewem krwi

– Wojna bardzo skutecznie odwracała uwagę od licznych grzechów Netanjahu. Jej trwanie było mu politycznie na rękę. Nie obawia się pan, że to właśnie on będzie największą przeszkodą na drodze do pokoju?

– Istnieje ryzyko kolejnych międzynarodowych awantur prowokowanych przez Netanjahu, choć niekoniecznie muszą one dotyczyć samej Strefy Gazy. Pamiętajmy choćby o niedawnej wojnie z Iranem. Możliwości odwracania uwagi ma więc sporo. Netanjahu, przynajmniej do niedawna, doskonale wykorzystywał przedłużającą się wojnę w Gazie, by unikać rozliczeń za dramatyczne zaniedbania z 7 października 2023 r., kiedy Hamas wdarł się na terytorium Izraela. Owszem, armia przeprowadziła wewnętrzne śledztwa, ale nikt nie poniósł odpowiedzialności politycznej. A jest wiele pytań także do samego Netanjahu. Ta sprawa jest dla niego zresztą ważniejsza niż proces korupcyjny, który – choć opóźniony przez wojnę – może się jeszcze ciągnąć latami. Tymczasem jego pozycja polityczna wyraźnie słabnie. Stracił większość parlamentarną po odejściu religijnych partii koalicyjnych, które nie zgadzały się na obowiązkowy pobór ultraortodoksów. Ewentualne wyjście skrajnej prawicy może całkowicie pogrążyć jego rząd. Wracając do pańskiego pytania – jakiekolwiek próby storpedowania rozejmu mogłyby się mu w krótkim terminie nie opłacać. Mamy świeże porozumienie, rozpoczął się proces uwalniania zakładników – to moment, w którym trudno byłoby uzasadnić wznowienie działań zbrojnych. Izrael nie może znów zostać oskarżony o zerwanie zawieszenia broni, jak miało to miejsce wiosną. Ale Netanjahu myśli taktycznie. Jeśli zobaczy, że porozumienie się chwieje, Hamas nie dotrzymuje warunków, zabici zakładnicy nie wracają, a amerykańska uwaga przenosi się gdzie indziej – może być gotów znów podpalić Strefę Gazy.

– Na ile istotna w tym wszystkim jest zmiana polityki USA wobec Netanjahu? Trump skończył już z bezwarunkowym wsparciem dla wojny z Hamasem?

– Im dłużej trwała wojna, tym bardziej niepokojące stawały się dla amerykańskiej administracji obrazy płynące z Gazy – głód, ofiary cywilne, bombardowania. Coraz trudniej było to uzasadniać przed opinią publiczną, nawet wśród Republikanów. To też miało wpływ na Trumpa, który nie chce być kojarzony z kolejną bliskowschodnią awanturą. Trump myśli o wyborach, o wizerunku, może nawet o Pokojowej Nagrodzie Nobla. W tym kontekście nie może sobie pozwolić na kolejny rozlew krwi, który jednoznacznie kojarzyłby się z izraelskim lekceważeniem warunków zawieszenia broni.

– Wracając do początku naszej rozmowy – czy nadzieje, że wstrzymanie wojny w Gazie zmieni cokolwiek w konflikcie izraelsko-palestyńskim, są płonne?

– Absolutnie. Sam konflikt z Palestyńczykami nie zniknie. Porozumienie dotyczy tylko jednego aspektu – wojny w Strefie Gazy. Sporne kwestie – status terytoriów palestyńskich, przyszłość Hamasu, osadnictwo, rozwiązanie dwupaństwowe – nadal pozostają nierozstrzygnięte. I może właśnie dlatego więcej ludzi świętowało uwolnienie kilkudziesięciu zakładników niż – hipotetycznie – świętowałoby realne porozumienie pokojowe z Palestyńczykami.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki