Chyba wszyscy pamiętają dramatyczne sceny, jakie we wrześniu 2021 roku zaczęły się rozgrywać na granicy polsko-białoruskiej. Gigantyczna fala uchodźców próbowała wówczas dostać do Polski, ale wojsko i policja skutecznie odpierały wszelkie próby przekroczenia granicy. W efekcie ogromna grupa ludzi zdecydowała się koczować tuż przy granicy, mimo zimna i nikłych szans na powodzenie operacji. Tereny przylegające do granicy zostały objęte stanem wyjątkowym. Teraz, gdy wizja inwazji Rosji dla wielu jest tylko kwestią czasu, rodzi się pytanie, czy podobny los spotkałby uchodźców z Ukrainy. Między innymi o to Jacek Prusinowski pytał rzecznika rządu Piotra Mullera w „Sednie sprawy”. Zapytany, ilu uchodźców mogłaby przyjąć Polska, rzecznik nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. - W tej chwili nie jestem panu w stanie powiedzieć liczby, która została łącznie zebrana, ale zacznijmy od czegoś innego. My przede wszystkim chcemy powstrzymać tego typu ruchy ze strony Ukrainy poprzez dostarczanie materiałów na Ukrainę, również broni, która ma służyć obronie granicy ukraińsko-rosyjskiej, później działań ewentualnie na terenie Ukrainy, ale oczywiście, jeśli by doszło do ruchów tego typu, to staramy się przygotować na tyle, na ile to możliwe – stwierdził.
Sprawdź: Wojna na Ukrainie. Amerykański wywiad: "Atak na Ukrainę ma objąć cały kraj i zakończyć się okupacją" [RELACJA NA ŻYWO]
W naszej galerii możesz przypomnieć sobie budowę muru na granicy polsko-białoruskiej.
Piotr Muller podkreślił także, że to byłaby zupełnie inna sytuacja niż ta, która wydarzyła się na jesieni zeszłego roku. - Jednocześnie chciałem podkreślić jedną rzecz, że to byliby potencjalni prawdziwi uchodźcy, nie tak, jak na granicy polsko-białoruskiej, sztucznie wywołane ruchy imigracyjne – stwierdził w „Sednie sprawy” rzecznik rządu.