Jerzy Borowczak: Jankowski czuł się przez nas opuszczony

2010-07-14 11:00

Zmarłego księdza prałata Henryka Jankowskiego, jego odwagę, zaangażowanie i zasługi oraz dzielące ich różnice wspominają jego dawni przyjaciele z czasów opozycji antykomunistycznej

"Super Express": - Czym zmarły ksiądz prałat zasłużył się najbardziej?

Jerzy Borowczak: - Odbudował ze zgliszczy parafię św. Brygidy. Ze stoczniowcami był od narodzin walki - czynnie uczestniczył w wydarzeniach grudnia 1970 roku. Później w sierpniu 1980 r. jako proboszcz stoczniowej parafii przychodził do strajkujących robotników - odprawiał msze, udzielał komunii, głosił Słowo Boże. I mówił, że zostanie z nami do końca.

- Pan znał prałata osobiście...

- Od 1980 r. ten kontakt był prawie codzienny. Był nierozerwalnie związany ze stocznią. W stanie wojennym uspokajał nas, łagodził nastroje. Znów pomagał - ściągał dary z Zachodu, płacił za nas kolegia.

- W wolnej Polsce stał się postacią kontrowersyjną...

- W 1990 r. był cały czas przy Lechu Wałęsie. Zaangażował się w odbudowę związku. Robił pierwsze kaplice w więzieniach czy w jednostkach wojskowych. Wydawało się nam, że za te wielkie zasługi jest idealnym kandydatem na ordynariusza Wojska Polskiego. Stało się inaczej. To go zabolało. My, ludzie pierwszej Solidarności, rozeszliśmy się po różnych instytucjach, a Solidarność po 1990 r. już nie była tak mocna, aby zadbać o księdza prałata... a może i wcale jej na tym nie zależało. Rewolucja zjadła własne dziecko. Ksiądz prałat zrobił się uszczypliwy. A różni podpowiadacze - którzy zajęli miejsce Wałęsów, Kuroniów, Michników, Borowczaków - jątrzyli: dobrze ksiądz pomyślał, dokopać im! Do tego doszły oskarżenia - o antysemityzm, o molestowanie - mimo uniewinniających wyroków sądów one nie cichły. W końcu ksiądz zachorował. Czuł się opuszczony, a jeszcze wiele chciał zrobić.

Jerzy Borowczak

Współinicjator strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 r.