„Super Express”: – Media donoszą, że kiedy gościł pan w Bejrucie w związku z polskimi żołnierzami, którzy mają stacjonować w Libanie, miał pan jeszcze jedną tajną misję w tamtym rejonie. Mianowicie pojechał pan do Libanu również po to, aby ratować bociany. Jak zatem udała się misja „Bocian”?
Paweł Soloch: – Celem wizyty w Libanie były spotkania i rozmowy związane z przyszłym udziałem naszych żołnierzy w misji ONZ. Prezydent zabiega o powrót Polski do misji pokojowych „błękitnych hełmów” praktycznie od początku kadencji. Dlatego zależało nam, aby dialog między nami a stroną libańską przebiegał w dobrej atmosferze, aby stworzyć dobry klimat na przyszłość. Jeżeli chodzi o misję „Bocian”, to lecąc do Libanu, chciałem poruszyć ten wątek – wiem, że od kilku lat zajmowały się tym nasza ambasada w Bejrucie oraz stowarzyszenia ornitologiczne. W końcu bocian to jeden z polskich symboli. Paradoksalnie, zanim zdążyłem na miejscu poruszyć ten temat, zrobili to libański minister obrony i pani minister spraw wewnętrznych.
– Jednak głównym tematem nie były bociany?
– Nie. Głównym tematem była sytuacja w regionie, bezpieczeństwo oraz odbudowa Libanu, który w 2006 r. był ofiarą wojny. Jej ślady widać do dziś. Liban zmaga się także z problemem kilku milionów uchodźców z Syrii, którzy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Tym bardziej jestem pełen podziwu, że mimo tragicznych doświadczeń władze Libanu myślą o losie ptaków wędrownych. Osobiście zaangażowała się w to także córka prezydenta Libanu.
– Czyli możemy być spokojni, że nikt nie będzie zabijał polskich bocianów, które przelatują przez Liban, wracając z afrykańskich wakacji?
– Zapewniono mnie, że tak będzie. Chociaż problem zabijania migrujących ptaków jest duży. Co więcej, Unia Europejska, alarmując, że to głównie kwestia Libanu, nie jest do końca uczciwa w przekazie.
– Dlaczego?
– Dlatego że połowa ptaków wędrownych zabijana jest przez myśliwych z Unii Europejskiej. Przodują w tym procederze Francja, Grecja i Włochy. Nie pokazujmy palcem na Libańczyków, bo sami nie jesteśmy dobrym przykładem.
– Zostawmy Liban i bociany. Część osób podważa sens istnienia BBN. Po co więc BBN funkcjonuje? Czy to faktycznie instytucja, która dubluje działania MON, jak niektórzy przekonują?
– BBN to nie MON. Oczywiście w niektórych obszarach nasze działania się pokrywają z aktywnością resortu obrony narodowej. BBN jest przede wszystkim zapleczem eksperckim dla prezydenta, który w sprawach bezpieczeństwa ma szerokie kompetencje. Szczególnie w czasie kryzysu i wojny. Przygotowujemy więc propozycje rekomendacji czy działań. Ale to oczywiście prezydent podejmuje ostateczne decyzje.
– Mówimy o decyzjach prezydenta z zakresu szeroko pojętego bezpieczeństwa?
– Owszem. Ale przypomnę, że prezydent ma też chociażby prawo weta w przygotowywanych przez rząd i Sejm ustaw. Jeżeli dotyczą spraw bezpieczeństwa, jesteśmy wtedy łącznikiem między prezydentem a rządem. Kontaktujemy się nie tylko z MON, ale także z MSWiA, MSZ, służbami czy innymi instytucjami i przedstawiamy stanowisko prezydenta.
– Rozumiem, że rolą prezydenta jest wyznaczać zadania dla BBN-u?
– Tak. Zadania i role BBN każdorazowo określa prezydent. To on jest kreatorem. Na co dzień BBN jest także oczami i uszami prezydenta w sprawach bezpieczeństwa.
– Czy Andrzej Duda jest trudny w negocjacjach na temat danego zagadnienia, z którym się do pana zwraca?
– Prezydent na pewno potrafi być wymagający i stawiać trudne zadania. Ale z drugiej strony ceni sobie i oczekuje przedstawiania także krytycznych opinii.
– W jaki temat z zakresu wojska głowa państwa jest najbardziej zaangażowany?
– Prezydent jest zaangażowany w kontakty z naszymi sojusznikami z NATO, w tym Stanami Zjednoczonymi. Bliskie są mu także kwestie bezpieczeństwa żołnierzy i modernizacji. Ostatnio było to widać po katastrofie MIG-a, kiedy zwołał w siedzibie BBN zebranie przedstawicieli MON i Sił Zbrojnych i poparł ideę zakupu nowego sprzętu. Ważne są dla prezydenta zagraniczne misje wojskowe, w których uczestniczymy. Prezydent ma świadomość, że Polska chcąc być biorcą bezpieczeństwa, sama musi być także jego dawcą. Stąd nasza aktywność. W ostatnich latach prezydent spotykał się z naszymi żołnierzami w Afganistanie, Kuwejcie, Rumunii, na Łotwie. W najbliższym czasie odwiedzi polskich żołnierzy na Bałkanach. To będzie też pierwsza w historii wizyta polskiego prezydenta w Bośni i Hercegowinie.
– Ostatnio miałam okazję rozmawiać z przewodniczącym NSZZ Pracowników Wojska. Zenon Jagiełło, który stoi na czele tej organizacji, stwierdził, że zaproponowane przez ministra Mariusza Błaszczaka podwyżki dla pracowników cywilnych wojska są zbyt niskie i zamierzają wejść w protest zbiorowy. Co panu wiadomo na ten temat?
– Na co dzień sprawami wojska zarządza oczywiście minister Mariusz Błaszczak. Nie chcę wypowiadać się w temacie pracowników cywilnych wojska. Oczywiście czasem zdarza się, że osoby piastujące daną funkcję zarabiają inaczej, bo „mundurówka” może liczyć na pewne dodatki, na które pracownik cywilny liczyć nie może.
– W październiku 2017 r. wybuchła afera związana z mobbingiem w Żandarmerii Wojskowej. Karolina Marchlewska występowała wówczas anonimowo w obawie przed publicznym napiętnowaniem. Opowiedziała historię molestowania oraz mobbingu, jakiego doświadczyła w Mazowieckim Oddziale ŻW. Dziś pani Marchlewska otwarcie mówi, że: „jest wiele innych kobiet”, które doświadczyły tego co ona i dodaje, że: „molestowanie jest poważnym problemem w polskiej armii”. Doprawdy molestowanie w wojsku to chleb powszedni?
– Spływają do nas sprawy interwencyjne. Reagujemy na nie. Mimo że nasze możliwości są w tym zakresie ograniczone. Minister Błaszczak sam z siebie informował nas o działaniach w tej sprawie i w naszej opinii były one zdecydowane. Nie otrzymaliśmy nigdy żadnej wiadomości bezpośrednio skierowanej do BBN w kwestii molestowania. Gdyby przyszło jakiekolwiek pismo, natychmiast bym zareagował. Prezydent Andrzej Duda także.
– Czy w toku pana pracy zdarzają się takie dni, że ma pan czas na oderwanie się od pracy i oddanie się błogiemu lenistwu? Jak wówczas najchętniej spędza pan wolny czas?
– Od zawsze lubiłem jeździć na rowerze. Był czas, kiedy pracując w różnych urzędach, dojeżdżałem do nich na rowerze. Obecnie niestety nie mogę tego robić, ponieważ w ciągu dnia mam szereg spotkań i wizja przyjazdu do BBN po wcześniejszym rajdzie na rowerze nie wydaje się trafionym pomysłem. Lubię też wyjechać na wieś i odpocząć od szybkiego trybu życia w mieście.
– Sezon grillowy zbliża się wielkimi krokami. Działka i grill to chyba dobry pomysł?
– Oczywiście. Kiedyś praktykowałem też kajakarstwo z biwakowaniem. Mam nadzieję, że do tego wrócę, najchętniej razem z moim wnukiem.
– Co zamierza pan robić po tym, jak zakończy się pana kadencja w BBN? Obecnie modne jest przechodzenie do PE, może to dobry kierunek na przyszłość?
– Moja kariera od zawsze jest związana ze środowiskami eksperckimi z politycznym nachyleniem. Także ze środowiskiem akademickim, wykładałem np. w Krajowej Szkole Administracji Publicznej im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Życie oczywiście bywa zaskakujące, natomiast obecnie moja przyszłość zawodowa związana jest z prezydentem Andrzejem Dudą i uzależniona od jego planów.
Rozmawiała Sandra Skibniewska