- Przeciwnicy takiego rozwiązania podniosą konkretny argument - zmniejszenie podatków, to ubytki dla budżetu państwa.
- Ubytki te można uzupełnić poprzez skuteczne opodatkowanie korporacji. Przypomnę, że w Polsce ponad 60 proc. dużych firm nie płaci podatków, żadnych, niekiedy od 25 lat. Średni podatek w stosunku do obrotu płacony przez duże firmy wynosi 0,6 proc., podczas gdy podatek taki w przypadku firm małych i średnich to 3,6 proc. My nie chcemy jakoś szczególnie mocno obciążać korporacji, ale chcemy, żeby uczciwie płaciły podatki tyle co my, czyli mali i średni przedsiębiorcy.
- Propozycja obniżenia podatku to likwidacja PIT, CIT, składki ZUS, Funduszu Pracowniczego, Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Na ich miejsce proponujecie podatek od funduszu płac w wysokości 25 proc.?
- Tak. Byłaby to jedyna danina publiczna ludzi pracy najemnej. Podatek ten byłby liczony nie od jednego pracownika, ale właśnie od funduszu płac. A więc za pracowników płaciłby pracodawca, nie trzeba by było wypełniać PIT-ów. Podatek taki sprawdza się doskonale w przypadku tzw. podatku Belki. Tam banki płacą zbiorczą daninę do budżetu, jest to podatek niespersonalizowany. Byłby to ogromny impuls dla polskiej gospodarki.
- Dlaczego?
- Jak wynika z raportu Komisji Europejskiej, z samego CIT rocznie wypływa z Polski 46 miliardów złotych. Gdyby CIT zastąpić 25-proc. podatkiem z funduszu płac, to te 25 proc. zostałyby w Polsce. Wszystkie niedokończone remonty, inwestycje mogłyby być za te zaoszczędzone pieniądze zrealizowane.
- Cały czas rozmawiamy jednak o podatkach płaconych za pracowników. Dla małych firm czy osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą największym problemem jest jednak comiesięczna składka na ZUS. Co im zamierzacie zaproponować?
- Wprowadzamy nowy rodzaj działalności gospodarczej pod nazwą mała działalność gospodarcza, czyli podmioty poniżej 60 tysięcy złotych obrotu rocznie. Firmy takie płaciłyby jedynie 15-proc. składkę podatku od sprzedaży. Dla mnie obrzydliwe i niemoralne jest, że od krawcowej w miasteczku we wschodniej Polsce, która szyje i robi poprawki krawieckie, zarabiając około tysiąca złotych miesięcznie, żąda się tysiąca dwustu złotych comiesięcznej składki na ZUS. Trzeba być człowiekiem kompletnie odrealnionym, żeby wymyślać takie rzeczy!
Zobacz: Dr Andrzej Sadowski: Komin na dachu - dowód na popełnienie przestępstwa