- Ale żeby dla tej idei poświęcić polskojęzyczne Wilno i arcypolski Lwów?! To może – żeby „buforów” było więcej – oddać i zapomnieć jeszcze o Lublinie, Tarnowie i Krakowie i okopać się na „piastowskiej” wyspie Wolin?
- Oczywiście, to była zdrada narodowa!
- Chyba raczej: międzynarodowa...
- Pod koniec wojny mieliśmy polityków takich jakich mieliśmy – same miernoty. Kiedy przed konferencją w Teheranie ambasada amerykańska w Londynie zwróciła się do premiera Mikołajczyka, żeby Polacy dali argumenty za zostawieniem Lwowa przy Polsce i Mikołajczyk postawił tę sprawę na radzie ministrów, to zaczęła się na niej pyskówka i uznano, że albo wszystko albo... nic. I taką odpowiedź Mikołajczyk dał Amerykanom. Dalej więc wydarzenia potoczyły się znanym biegiem. Chociaż czołowi eksperci brytyjskiego rządu pisali elaboraty o tym, że Lwów plus jakieś pięćdziesiąt kilometrów za tym miastem musi być w Polsce, bo tam przecież przecież znajduje się 90 proc. zbiorów polskiej kultury materialnej XVIII i XIX w. Jednak Mikołajczyk zbłaźnił się a jak już nic sobą nie reprezentował to pojechał błagać Stalina. Sprawa była już przegrana. Jak widzę pomnik Mikołajczyka, który wystawiono mu w Poznaniu, to mnie odstręcza.
- No dobrze, ale w końcu przyszła wolna Polska, jednak nie tylko pamięć o polskim dziedzictwie kulturowym na Kresach, ale też pamięć o śmierci w mękach dziesiątków tysięcy niewinnych ludzi, ofiarach ukraińskiego nacjonalizmu, nie była oficjalnie podnoszona. Cisza w tym temacie okazała się być trwalsza niż komuna, Giedroyć i starzy upowcy...
- Ponieważ rozpadł się Związek Radziecki uznano, że – zgodnie z założeniami Piłsudskiego i Giedroyća – należy przyjaźnić się z nowymi państwami na Wschodzie przeciwko Rosji, która bez tych państw wielkim imperium nie będzie. Pamięć, o której pan mówi, złożono na ołtarzu tej przyjaźni. Weterani 27. Wołyńskiej Dywizji AK próbowali inicjować badania nad ludobójstwem, ale znów się okazało, że trzeba zejść do podziemia – konferencje robić małe, prywatne, jak za PRL, w klasztornych piwnicach. To jest hańba dla państwowa. Ambasador Ukrainy zachowywał się jak ambasador Związku Radzieckiego – wywierał naciski na polskie władze a te od razu go słuchały. Ale czy naprawdę trzeba było odsuwać Kresowiaków na bok, zagłuszać prawdę? Normalne państwo nie tylko realizuje swoje interesy, ale realizuje je sprawnie. Czy Izraelczycy, którzy ścigali zbrodniarzy odpowiedzialnych za Holocaust wahali się porwać Eichmanna z Argentyny, bo nagle w powierzchownie zdenazyfikowanych Niemczech ktoś się oburzy? Nie. To był ich interes narodowy i oni to zrobili. Nie wpadli na pomysł, żeby wyciszyć, zapomnieć. Polska odwrotnie. Dlatego Ukraińcy szybko się zorientowali, że Polska jest słaba. Zaczęli wspierać lobby ukraińskie, zaczęli się z nas śmiać. Polska? Wystarczy ją szturchnąć w bok i ustępuje.
- Polskę z Ukrainą zwykło się wiązać dogmatem o współzależności na śmierć i życie...
- Ludzie, którzy słabo znają historię mówią, że nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy. Jest akurat odwrotnie – to Ukraińcy powinni zabiegać o nas. Przecież od Chmielnickiego Ukraina nie istniała jako podmiot polityki międzynarodowej. To był tylko przedmiot rozgrywek różnych państw i mocarstw – w tym Polski. Natomiast Polska, nawet w XIX wieku, gdy nie istniała na mapach, była rozumiana podmiotowo od Turcji po Anglię.
- Odmawia pan państwowości nowym bytom na zachodzie obszaru postsowieckiego?
- To, że mamy państwa zaporowe przeciwko Rosji to dobrze – idea jest słuszna. I należy je popierać. Ale jednocześnie być silnym, żeby te państwa nas szanowały. Pozwalaliśmy im na wiele, ale najwyższy czas z tym skończyć – przecież Ukraina metrykalnie już osiągnęła pełnoletniość.
- Ale przymilanie się do tamtejszych nacjonalistów trwa...
- Na Ukrainie byłem setki razy – widzę co tam się dzieje – i obecnie nie chcę już tam jechać. Powinniśmy się interesować tylko Kijowem – wpływać na władze centralne – a nie prowincją, gdzie rządzą jacyś zaściankowi nacjonaliści, neobanderowcy. Po co prezydent Krakowa przyjmuje działaczy Swobody, gra z nimi w piłkę, obdarowuje ich prezentami?!
- Podcza gdy tylko 5 proc. miejsc, w których mordowano Polaków jest w jakiś sposób upamiętniona...
- Zastanówmy się jeszcze, w jaki. Gdy we Lwowie odsłaniano pomnik zamordowanych polskich profesorów, to będący na uroczystościach prezydent Wrocławia nazwał ich – żeby nie urazić gospodarzy – „profesorami, którzy pisali po polsku”!
- Nawet tzw. patriotyczna prawica odwróciła wzrok od pamięci o rodakach pociętych piłami, zarąbanych siekierami, zakłutych widłami, rozerwanych końmi, potopionych w studniach, spalonych w stodołach. Śledząc przebieg prezydentury Lecha Kaczyńskiego odnotowujemy albo haniebne gesty w tej sprawie albo, w najlepszym wypadku, przemilczenia...
- To prawda, przemilczał całkowicie. Ale spójrzmy na jego doradców w kwestiach wschodnich: Kowal, Berdychowska, Wujec. To co on się mógł od nich dowiedzieć?Przez to, choć wiele chciał, to niewiele mógł.
Prof. dr hab. Czesław Partacz. Badacz stosunków polsko-ukraińskich