Sejm RP

i

Autor: archiwum se.pl

Czeska dziennikarka o aferze w Czechach: Czechy i Polska zmagają się z tymi samymi problemami

2013-06-17 20:45

"Super Express": - W ostatnich dniach Czechami wstrząsnęła potężna afera korupcyjna, w którą zamieszani są ludzie bliscy premierowi Petrowi Nečasowi - który notabene wczoraj odwiedził Polskę - w tym szefowa jego gabinetu Jana Nagyova. Choć media już okrzyknęły ją największą z afer w najnowszej historii Czech, to czy na kimś jeszcze robi ona wrażenie? Z Pragi co chwila napływają informacje o kolejnych politykach zamieszanych w ten czy inny proceder korupcyjny. Petruška Šustrová: - Takie historie nadal robią na Czechach duże wrażenie. W ostatnich dniach ludzie na ulicy zaczepiają mnie i pytają: "Pani Šustrová, co też tam się na szczytach władzy wyprawia?". Przyznam, że takiego oburzenia społecznego jeszcze w Czechach nie widziałam. Tym bardziej że sprawa jest o tyle bulwersująca, że Nagyova zleciła kontrwywiadowi inwigilację byłej żony premiera. Jeśli osoba, która nie sprawuje żadnego nadzoru nad służbami, wydaje im polecenia, to wszyscy mamy prawo czuć się zaniepokojeni.

- Prawda jest też taka, że to niejedyny grzech Nagyovej. Prokuratura zarzuca jej wręcz udział w zorganizowanej grupie przestępczej, nadużycia i łapownictwo.

- W orbicie tych zarzutów znajduje się sprawa dla mnie zasadnicza, a mianowicie korupcja polityczna. Nie wdając się w niepotrzebne szczegóły, trzej posłowie partii premiera w nagrodę za złożenie mandatów, co ułatwiło rządowi przeforsowanie jednej z ustaw, dostali lukratywne posady w państwowych spółkach.

- Wydaje się, że takie praktyki to raczej norma w partiach politycznych, a nie forma tępionej patologii.

- Tak też traktują sprawę politycy rządzącej partii. Twierdzą, że trzeba dbać o swoich partyjnych kolegów. Wszystko byłoby nawet do zrozumienia, gdyby propozycję pracy w państwowych spółkach dostali, kiedy zrzekli się już mandatów. Wiadomo jednak, że warunkiem ich odejścia było załatwienie im tych posad. A to niedopuszczalne.

- Słucham panią i jakoś brzmi to wszystko bardzo znajomo...

- Nie wiem, jak w Polsce, ale w Czechach takie kolesiostwo budzi najwyższe oburzenie. Opinia publiczna jest wściekła na to, że jak ktoś już jest w nomenklaturze, to partia będzie się nim opiekować, jeśli tylko wiernie będzie jej służył. I to opiekować się za pieniądze podatników. Jest poczucie, że nic się u nas w kraju nie zmieniło od czasów komuny.

- W jakim sensie?

- Takim oto, że jednym z głównych powodów, dla których ludzie tak bardzo chcieli zlikwidować komunę - była chęć położenia kresu przywilejom komunistycznej nomenklatury, przysługującym każdemu, kto był lojalny wobec systemu. Dziś mamy to samo, tyle że w ramach systemu demokratycznego.

- Cóż, wiele musi się zmienić, żeby nie zmieniło się nic. Przynajmniej jeśli chodzi o mentalność polityków. W Polsce mamy podobne problemy.

- Wcale się nie dziwię. Taki stan jest charakterystyczny dla wszystkich krajów postkomunistycznych. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Łączą nas te same doświadczenia z okresu komunizmu, które przeszły do życia politycznego w demokracji. Dla wielu polityków nadal problemem jest zrozumienie, czym jest uczciwość w życiu publicznym.

- Czyli korupcja wśród polityków to pokłosie mentalności komunistycznej. W Czechach, jak zaświadczają liczne przykłady, przybrała ona ogromne rozmiary. Myśli pani, że Polska zasadniczo różni się także w tej sprawie od waszego kraju?

- Myślę, że nie. Zmagamy się z tymi samymi problemami.

- Ale trudno mi sobie wyobrazić, że polskie służby zajmujące się zwalczaniem korupcji sięgają po najwyższe osoby w państwie. Jeden z czeskich dziennikarzy powiedział mi kiedyś, że w waszym kraju jest klimat dla ścigania skorumpowanych polityków. Nieważne jak wysoko by nie byli. Znając bardzo dobrze rzeczywistość w Polsce, uznał, że takiego klimatu u nas nie ma.

- Faktycznie, u nas służby mają możliwość działania na szeroką skalę. Muszę przyznać, że obecnemu rządowi czeskiemu udało się wprowadzić to, co zapowiadał - wypowiedział otwartą wojnę korupcji.

- Nečas szedł z takimi hasłami do wyborów. Nie wiem, czy się spodziewał, że obrócą się one przeciwko niemu.

- Właśnie, sam ukręcił bat na siebie (śmiech).

- Jak się kręci taki bat? Może podpowiemy coś naszym politykom.

 

- W Czechach organa ścigania są oddzielone od polityki i takie odpolitycznienie uważam za kluczowe dla walki z korupcją na najwyższych szczytach władzy.

- Do tej pory udało się w Polsce uniezależnić jedynie prokuraturę. Jej szef nie jest już jednocześnie ministrem sprawiedliwości. Służba przeznaczona do walki z korupcją jest za to podległa premierowi.

- Oddzielenie funkcji prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości to krok w dobrym kierunku. Organa ścigania muszą być niezależne od polityków. Na ich czele muszą stać osoby, którym społeczeństwo ufa. To jest właściwa droga do walki z korupcją i Czechy poszły w tym kierunku.

- Jak pani myśli, czeskie służby zainteresowałyby się taką oto sytuacją - minister rządu dysponuje bardzo drogimi zegarkami, których nie wpisuje do oświadczenia majątkowego, choć ma taki obowiązek. Potem się okazuje, że zegarki pożycza od swojego przyjaciela, prowadzącego firmę, której resort ministra daje różne zlecenia. Ostatnio mieliśmy taką historię w Polsce.

- Pan żartuje?

- Mówię poważnie.

>>> Wszystkie zegarki Nowaka

- Myślę, że taką sprawę należałoby czym prędzej wyjaśnić.

- U nas udało się odwrócić kota ogonem. Minister przeszedł nawet do kontrataku, twierdząc, że ktoś wydał na niego polityczny wyrok.

- Wszyscy oni się tak bronią.

Petruška Šustrová

Czechosłowacka dysydentka. Sygnatariuszka Karty 77. Jedna z najbardziej znanych czeskich dziennikarek