"Super Express": - Użyteczni idioci Moskwy do niedawna kojarzyli się jedynie z lewicującymi intelektualistami i politykami, którzy w okresie zimnej wojny wspierali Związek Radziecki. Od niedawna to miano zyskali także skrajnie prawicowi politycy w Europie, którzy chętnie podłapują narrację kremlowskiej propagandy. Skąd ta zmiana?
Alina Polyakova: - Wiąże się ona z problemami, z jakimi boryka się dziś Unia Europejska. Kryzys finansowy i ten związany z uchodźcami sprawiają, że w siłę rosną partie skrajnie prawicowe, które podważają cały projekt europejski. To współgra z celami geopolitycznymi Kremla, który próbuje osłabić UE jako całość. Uważam, że w Europie nie docenia się faktu, jak Kreml jest w stanie użyć pewnych polityków prawicowych do promowania swoich interesów poza granicami Rosji.
- Ale chyba też Kreml używa ich do uwiarygadniania się w oczach zwykłych Rosjan.
- Owszem. Znani europejscy radykałowie są wykorzystywani przez państwowe media rosyjskie do tego, by pokazać, że kurs obrany przez Kreml spotyka się ze zrozumieniem wśród Europejczyków. Do tego pomaga to w ogólnej narracji Moskwy, że Unia jest w rozsypce i zmierza ku kulturowej zagładzie. Francuski Front Narodowy czy węgierski Jobbik nie są przedstawiane jako skrajne, populistyczne partie, ale jako europejski mainstream, który nie wspiera już projektu UE.
- Kiedy Putin odkrył, że skrajna prawica w Europie może mu się przydać?
- Wspomniał pan o czasach radzieckich, kiedy wykorzystywano skrajnie lewicowe ugrupowania do destabilizacji sytuacji na Zachodzie. W erze postsowieckiej ta polityka się nie zmieniła. Putin sięga po sprawdzone wzorce, tyle że teraz wspiera zarówno skrajną lewicę, jak i skrajną prawicę, która, jak już wspomnieliśmy, jest na fali. Trudno jednoznacznie powiedzieć, kiedy się to zaczęło. Pierwsze oznaki tego można było dostrzec po kryzysie finansowym w 2008 r., a dużo bardziej oczywiste stało się to w czasie kryzysu na Ukrainie. Zaczęły pojawiać się wypowiedzi polityków, którzy otwarcie wspierali rosyjską aneksję Krymu. Jeździli tam uwiarygadniać referendum o odłączeniu półwyspu od Ukrainy. Pojawiali się w Donbasie, gdzie wspierali powstanie tzw. republik ludowych w Ługańsku i Doniecku.
- Lewica wspierała ZSRR, naiwnie wierząc, że buduje się tam państwo sprawiedliwości społecznej. Co rzuciło prawicę w objęcia Putina?
- Od tzw. konserwatywnego zwrotu w ideologii Putina Kreml stara się przekonać, że liberalna demokracja nie jest jedyną formą rządów. Stara się stworzyć alternatywę dla zachodniego modelu państwa, która ma się opierać na silnej autorytarnej władzy, z silnym poczuciem suwerenności, nacjonalistycznej dumie i odwołaniu się do konserwatywnego światopoglądu. To przemawia do skrajnej prawicy, która otwarcie kontestuje UE jako ponadnarodową organizację, której państwa członkowskie przekazują część swojej suwerenności i które zatracają w niej swoje narodowe tradycje. To ogromne pole do porozumienia. Stąd brytyjski UKIP, węgierski Jobbik czy francuski Front Narodowy nie kryją swoich proputinowskich sympatii.
- Dostrzega pani w polskiej polityce podobne ugrupowania?
- Jeśli chodzi o główne partie polityczne w Polsce, w sprawie Rosji nie mają sobie nic do zarzucenia.
- Myśli pani, że skrajnie prawicowe partie chodzą na pasku Kremla, czy po prostu wspierają jego propagandę ze względu na bliskość poglądów?
- Nie można powiedzieć, że Putin jest władcą marionetek, który kontroluje europejską prawicę. Ona po prostu gra w grę, która jest dla Putina bardzo korzystna i dlatego Kreml stara się to wykorzystać i wspierać, ale dyrektyw z Moskwy raczej nie dostają.
- Kiedy Front Narodowy dostał niedawno pożyczkę od rosyjskiego banku, wielu komentatorów zwróciło uwagę, że Moskwa może finansować skrajną prawicę. Rzeczywiście tak jest?
- Front Narodowy to jedyny wyraźny na to dowód. Zresztą tydzień temu jego szefowa Marie Le Pen poprosiła Rosję o kolejną pożyczkę w wysokości 27 mln euro. W przypadku pozostałych partii możemy rosyjskie finansowanie tylko podejrzewać. Na pewno rosyjski budżet może sobie na takie wydatki pozwolić.
- Mówimy o partiach radykalnych, ale zwolenników Rosji nie brakuje też wśród europejskich partii głównego nurtu.
- Owszem, użytecznych idiotów Putina nie brakuje i tam. Problem polega na tym, że wraz ze wzrostem popularności skrajnej prawicy na dużo bardziej radykalne pozycje przesuwają się partie dotąd centroprawicowe, a elementem tej radykalizacji jest m.in. przejęcie prorosyjskiej retoryki. Weźmy chociażby byłego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. W niemieckiej SPD też znajdziemy kilka nazwisk, które otwarcie opowiadają się po stronie Moskwy. Przecież przewodniczący partii, Sigmar Gabriel, wspiera budowę gazociągu Nord Stream 2, która leży w interesie przede wszystkim Rosji. Nie jest to jednak specyfika wyłącznie SPD. Coraz częściej prorosyjskie głosy słychać w konserwatywnej CSU. Interesów Kremla broni więc bardzo szerokie spektrum polityki europejskiej.