"Super Express": - Zdziwiło pana, że to właśnie PiS zaproponował panu ubieganie się o urząd prezydenta Warszawy?
Czesław Bielecki: - Głośno mówiłem o tym, że jestem w stanie podjąć wyzwanie wyborcze w Warszawie. Prawo i Sprawiedliwość zareagowało na tę propozycję, popierając mój bezpartyjny i autorski program.
- No i w ten sposób stał się pan reprezentantem środowiska nazywającego się antysalonem. A czy to nie pośród salonu ma pan najwięcej przyjaciół?
- Mam pozycję wystarczająco samodzielną, aby się nad tym nie zastanawiać.
Patrz też: Czesław Bielecki - kandydat PiS na prezydenta Warszawy - kim jest, co osiągnął
- Posiadając komfort bycia sobą, mógłby pan pójść do wyborów jako kandydat bezpartyjny.
- W sytuacji, kiedy świat polskiej polityki podzielony jest na dwa zwalczające się obozy - które czasami zapominają, o co walczą - nie ma miejsca dla trzeciego.
- Nie ma miejsca na nową jakość?
- Dziś nie ma miejsca dla kogoś spoza tych dwóch sił.
- Pan sobie nie przeczy?
- PO i PiS szukały strategii na zwycięstwo w stolicy. Platforma postawiła na partyjnego funkcjonariusza. Prawo i Sprawiedliwość na bezpartyjnego profesjonalistę.
- Kogo pan by polecił na swojego zastępcę: Kluzik-Rostkowską, Jakubiak, Poncyljusza?
- To dla mnie problem trzeciorzędny, bo jest na wskroś partyjny.
- Ale dla ludzi partyjnych to problem pierwszorzędny. A pan jest kandydatem PiS. Dlatego ponawiam pytanie.
- Mam nieodparte wrażenie, że reprezentuje pan jakąś nieznaną frakcję PiS. Dotychczas się z nią nie zetknąłem.
- "Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one". Jak się pan odwdzięczy za poparcie?
- Nie mam takich niepokojów. Ja zawieram kontrakt nie z PiS, lecz z warszawiakami.
- Żeby zawrzeć kontrakt z warszawiakami, najpierw musiał pan chyba zawrzeć kontrakt z PiS. I PiS musiał w tym mieć jakiś interes.
- Oczywiście. PiS ma w tym podstawowy interes - uważa, że Warszawą można lepiej rządzić. I tym mam zająć się ja.
- Istnieje też taki pogląd: Jarosław Kaczyński wybrał pana, a nie polityka z PiS, ponieważ nie chciał wyhodować sobie w partii silnego konkurenta. A pan, w imię zachowania jedności PiS, został wystawiony na pożarcie
- Mam metr dziewięćdziesiąt wzrostu i ważę ponad 90 kilogramów. Proszę współczuć wszystkim, którzy będą chcieli mnie pożreć. Jeżeli pan sugeruje intrygę, to współczuję intrygantom z jeszcze jednego powodu - że intryga jest kiepska.
- A ja się dziwię prezesowi PiS, że na funkcję polityczną - bo taka jest formuła prezydentury w stolicy - wystawia człowieka, który w polityce nigdy nie miał większych sukcesów. Weźmy chociażby taki Ruch Stu.
- Jako doradca Wałęsy byłem w stanie zrobić parę pozytywnych rzeczy. Z doradzania Olszewskiemu zrezygnowałem sam i szybko, bo uznałem, że nie jestem w stanie wpłynąć na działania jego rządu. Jako szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w czasie, gdy Polska wchodziła do NATO, dobrze wykonałem swoje obowiązki.
- Zarzuca pan Hannie Gronkiewicz-Waltz nieudolność. W czym jest pan lepszy od obecnej prezydent?
- Głębokich zmian w stylu rządzenia i w tempie warszawskich inwestycji nie da się spowodować, rozbudowując aparat urzędniczy. Do 8200 urzędników Ratusza pani prezydent dodała kolejnych 1200. Ja będę działać tak, jak w swoim czasie Leszek Balcerowicz - gdy pracę kilkutysięcznej dotąd administracji Ministerstwa Finansów powierzył zaledwie 30 współpracownikom, ale za to doskonale przygotowanym merytorycznie. Stąd priorytetem dla mnie będzie dobór profesjonalnych menedżerów, którzy będą w stanie skutecznie i w szybkim tempie realizować zadania, o których mówię: dokończenie obwodnicy Śródmieścia, otwarcie Warszawy na Wisłę, budowa podziemnych parkingów, integracja transportu publicznego.
- Hanna Gronkiewicz-Waltz w wywiadzie dla "Super Expressu" zgodziła się z nami, że nie spełniła wszystkich obietnic i wytłumaczyła dlaczego - bo część z nich zweryfikowało życie. Panu zaś zarzuciła kierowanie się optymizmem właściwym każdemu, kto jeszcze nigdy nie siedział w fotelu prezydenta Warszawy.
- Rolą prezydenta nie jest omawianie trudności, lecz ich pokonywanie. Jeżeli ktoś nie umie rozwiązać problemu dekretu Bieruta, niech nie mówi, że nie można go rozwiązać. Jeżeli ktoś przez cztery lata nie umiał stworzyć innego modelu traktowania obywateli przez miejską biurokrację niż ten, który dziś obowiązuje, niech nie mówi, że to jest obiektywna niemożność. Z grupą ekspertów opracowuję projekt powołania Warszawskiego Funduszu Regulacji Własności. Nie czekając na przyjazne państwo, chcę spowodować, że nasze miasto będzie przyjazne i dla lokatorów mieszkań komunalnych, i dla właścicieli sklepów oraz restauracji.
- O tym wszystkim mówi Czesław Bielecki, z zawodu architekt. Hanna Gronkiewicz-Waltz podkreśla, że włodarz Warszawy powinien wywodzić się ze świata finansów, bo ten jest najbliższy realiom rządzenia wielkim miastem.
- Jeżeli na trzy mosty - które pani prezydent obiecała zbudować - nie otworzyła nawet jednego, to znaczy, że w bilansie czasu i efektów rzeczowych nie zgadza się ani czas, ani kasa. Trochę dziwne u bankowca...
- W wywiadach lubi pan określać siebie jako wizjonera. Ale pana realizacje architektoniczne budzą kontrowersje. Czy jeżeli zostanie pan prezydentem, warszawiacy będą skazani na pana wizje? Czy będzie pan opiniować projekty innych architektów?
- Jeżeli wzdłuż ulicy ktoś nie wyznaczył prostą kreską linii zabudowy i w związku z tym budynki chaotycznie przepychają się między sobą, oznacza to kompletny brak wizji w znaczeniu braku porządku. Jeżeli szeroka ulica nagle zwęża się i krzyżuje z torami tramwajowymi, jest to absurd i idiotyzm, którym trzeba zaradzić. Nie rozmawiajmy więc o twórczym czy subiektywnym podejściu do estetyki, lecz o harmonii, porządku, ładzie prawnym.
- Co pan sądzi o istniejących w Warszawie obiektach z epoki komunistycznej?
- Weźmy trzy przykłady: gmach KC PZPR, odbudowany po wojnie Prudential oraz Pałac Kultury i Nauki. Każdy z nich należy rozpatrywać oddzielnie, choć każdy dokumentuje tę samą epokę. Gmach KC jest bardzo dobrą architekturą. Budynków tej klasy widziałem wiele w Waszyngtonie. Zupełnie innym budynkiem jest Prudential, którego odbudowa była przykładem gwałtu systemu na architekcie. Jednak pewne elementy jego wystroju powinny były zostać zachowane albo przechowane. To olbrzymie zaniedbanie stołecznego konserwatora zabytków, że pozwolił na zniszczenie tych elementów w czasie trwającej obecnie przebudowy budynku. PKiN z kolei jest rodzajem świeckiej cerkwi. Wyrazem dyktatu Moskwy nad Warszawą. Moim zdaniem można wykorzystać jego wady jako zaletę. Uczynić z symbolu komunizmu - komunizm opakowany w ramy muzeum i odczytywać ten symbol jako pokonanie przez nas reżimu, który ten kraj zniewolił.
- A zburzenie Supersamu? Ten obiekt nie miał nic wspólnego z ideologią komunistyczną.
- Jego zburzenie było głupotą. To była pierwsza tego typu konstrukcja na świecie! Teraz na jej miejscu stanie banalne centrum biurowo-handlowe. W Warszawie zapada zbyt wiele oburzających decyzji dotyczących jej dziedzictwa - i chodzi nie tylko o zabudowę. Właśnie dostałem niepokojący telefon z Nowego Jorku, że bohater trzech narodów - polskiego, żydowskiego i amerykańskiego - Jan Karski, który rozmawiał z prezydentem Rooseveltem o Zagładzie, ma patronować peryferyjnemu fragmentowi obwodnicy. A przecież jest to postać, która mogłaby patronować np. powstającemu nadwiślańskiemu bulwarowi pod Starym Miastem.
- Nie zdziwiło pana poparcie przez PiS. A czy to, że ciepło się o panu mówi w programach Radia Maryja też pana nie dziwi?
- To hipoteza robocza czy dobra nowina?
- To jest nowina. A czy dobra - o to pytam pana.
- Moja droga życiowa jest przejrzysta. Można w niej znaleźć elementy służby państwu, elementy przeciwstawiania się opresji i walki o prawa człowieka. Myślę, że to jest doceniane. W takim razie to jest dobra nowina. Jestem polskim Żydem. Przymiotnik "polski", który wyprzedza rzeczownik "Żyd" pozbawia wahań i frustracji te osoby, które mogłyby mnie podejrzewać o to, że coś ukrywam. Ja od zawsze czułem się częścią narodu polskiego i polskim patriotą z rodziny od wielu pokoleń związanej ze stolicą.
- Gdy pięćdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego "Gazeta Wyborcza" "uczciła" tekstem o tym, że imperatywem Armii Krajowej było mordowanie Żydów, publicznie pan się z tym nie zgodził
- Uważam, że ten artykuł był bałamutny. Jego autora miałem okazję spotkać. Powiedziałem mu: spróbujmy sobie wyobrazić, jak czuliby się powstańcy z getta, ci nieliczni ocalali, gdyby w rocznicę wybuchu tego rozpaczliwego aktu odwagi i honoru, jakim był zryw ŻOB-u, ktoś opisał historię podejrzanej transakcji prostytutki żydowskiej w getcie z jednym z bojowców. Po prostu uważam, że byłoby to dalece niestosowne i kompletnie wyrwane z kontekstu. W każdym narodzie zdarzają się akty bohaterskie i wśród nich - akty haniebne. Ale miejsce i moment, w którym dokonuje się tego typu rozrachunków, muszą być bardzo starannie wyważone. W starej polszczyźnie to się nazywało zachowaniem politycznym. Czyli pełnym godności, zrozumienia i szacunku dla uczestników wydarzeń czy uczestników jakiegoś dramatu. Dziś zachowanie polityczne znaczy już coś zupełnie innego. Tak samo trudno mi zaakceptować, że można pokątnie odsłonić tablicę ofiar katastrofy w Smoleńsku - największej katastrofy, jaką w ostatnich latach polskie państwo zgotowało swoim najlepszym córkom i synom. W stolicy i w państwie trzeba prowadzić politykę zgodną z duszą narodu, zgodną z jego poczuciem honoru. Władze Warszawy nie powinny były czekać, aż konflikt wybuchnie i asekurancko chować się za stanowiskiem Kościoła. O przestrzeni publicznej - ulicach i placach - decyduje prezydent miasta. Kościół i prezydent państwa są tylko jednymi z jej użytkowników.
- Wielu zwolenników budowy obok Pałacu Prezydenckiego pomnika poświęconego ofiarom katastrofy musiał pan ująć tym, że i pan ma projekt upamiętnienia tej tragedii. Ale nie wydaje mi się, żeby był to monument oddający cześć ofiarom.
- 1 sierpnia 1980 stawiałem z przyjaciółmi drewniany krzyż w Dolince Katyńskiej na cmentarzu Powązkowskim, który SB usunęło. Zastanawia mnie taka sprawa: jedni ludzie stawiają krzyż i trwają przy nim, żarliwie się modląc, a inni ludzie śmieją się z nich i postponują ten symbol... Ofiary są upamiętnione na cmentarzu. Mój projekt - "Pękniecie" - ma być opisem tego, że część obywateli czuje głęboki niepokój kompromitacją państwa, a inna część uważa, że owej kompromitacji nie było.
- Uwieczniać w kamieniu kłótnię rodaków?
- Jako przestrogę!
- Przez trzy lata próbowaliśmy umówić się z panem na wywiad. Ignorował pan nas. Tylko raz dostaliśmy odpowiedź - że nie chce pan być kojarzony z "Super Expressem". Już nie jesteśmy dla pana brzydcy? Akurat przed wyborami, w których pan startuje?
- Jestem człowiekiem zdolnym do ewolucji i zmiany poglądów. Mam nadzieję, że ten wywiad przełamie impas między nami i że będzie przykładem tego, że można o ważnych rzeczach mówić w sposób interesujący i spokojny.
Czesław Bielecki
Kandydat na prezydenta Warszawy, architekt
Przeczytaj koniecznie: Kandydat na prezydenta Warszawy Czesław Bielecki: Będę rozmawiał z ludźmi