„Super Express”: - Spytam dla formalności: za chwilę będzie już pani kandydatką na stanowisko prezydenta Sopotu?
Magdalena Czarzyńska-Jachim: - Tak. Czekamy na oficjalne ogłoszenie, ale wiemy, że będzie to 7 kwietnia, więc oczywiście się przygotowujemy.
- Z perspektywy tego, co dziś dzieje się w samorządach, to jest dużo czy mało czasu?
- To jest bardzo mało czasu. I to będzie w ogóle niespotykana kampania, ponieważ jest zima, mamy ferie, później święta wielkanocne, więc to będzie naprawdę bardzo mało czasu i zupełnie inny format niż dotychczas, bo to przecież zawsze był wrzesień.
- I emocje polityczne są na zupełnie innym poziomie, pytanie więc jak bardzo z tego punktu widzenia ta kampania samorządowa będzie się różnić od poprzednich? Według wielu dla PiS wynik w tych wyborach może być pewnym politycznym być albo nie być.
- Tak, moim zdaniem, to będzie trudna kampania z kilku względów. Po pierwsze, zadaniem nas wszystkich jest utrzymanie tak wysokiej frekwencji, jaka była w wyborach parlamentarnych. I to jest duże wyzwanie, bo często emocje gdzieś tam siadają i szczególnie młodzi nie są tak zainteresowani. Drugim wyzwaniem będzie, jak ja to nazywam, „farbowany PiS”. Już bowiem widzimy, że w wielu samorządach na razie nie ma już zaprezentowanych, ogłoszonych czy wystawionych jakichś kandydatów z tej partii. Widzimy natomiast wysyp „ruchów miejskich”, jakichś ruchów „obywatelskich”, które rejestrowały się w listopadzie i w grudniu i widzimy, że są finansowane przez Prawo i Sprawiedliwość.
- I pani zdaniem to będzie strategia PiS-u na tę kampanię? Nie wystawiać swoich kandydatów pod szyldem partyjnym tylko pod przykrywką jakichś ruchów obywatelskich?
- Tak, i w dodatku apartyjnych, na sztandarach których będzie „demokracja”. W Sopocie już widzimy takie stowarzyszenie. Tyle że Sopot nie jest dużym miastem, w związku z tym trudno założyć komuś inną koszulkę i prezentować go nagle jako kandydata ruchu obywatelskiego, skoro wiemy, gdzie ta osoba funkcjonowała wcześniej. Natomiast trzeba wyraźnie powiedzieć, że PiS przez osiem lat zbudował osobny system finansowania organizacji pozarządowych. Oni mają środki, mają pieniądze i jak rozmawiam z innymi samorządowcami, to właśnie musimy spodziewać się takiej strategii: zdejmujemy szyld „PiS” lub wystawiamy kogoś, kto niekoniecznie ma szansę na wygraną, ale za to mocno promujemy ruchy „miejskie” i „obywatelskie”, które tak naprawdę z demokracją i obywatelskością nie mają wiele wspólnego.
- W kampanii wyborczej Donald Tusk wielokrotnie mówił o znaczeniu samorządów i konieczności przywrócenia godności i wagi tzw. małym ojczyznom. Zauważyła pani już przejście od słów do czynów? Realizację tych obietnic? Cokolwiek przez ten miesiąc się zmieniło z waszej perspektywy?
- Zauważyliśmy przede wszystkim to, że znów się z nami rozmawia. To jest bardzo ważne, że wreszcie mamy swój głos, że możemy przedstawić swoje postulaty. Zresztą ruch samorządowy „Tak dla Polski” podpisał ze wszystkimi partiami koalicyjnymi taki pakt gdzie przedstawił, co jest dla nas najważniejsze. Ja bardzo czekam na zmiany w edukacji, jestem już zresztą po rozmowach z nową panią ministrą i tu zrozumienie kompetencji i wagi dofinansowania samorządów jest bardzo duże.
- Ale co konkretnie z rozmów z Barbarą Nowacką wynikło?
- Na przykład to, że rozmawialiśmy m.in. o pensjach nauczycieli i o tym, że te zaplanowane podwyżki będą w budżecie państwa, a nie w budżecie samorządowym. Że one będą dotyczyć także nauczycieli przedszkolnych, których finansowanie było do tej pory w 100 proc. po stronie samorządowej. To jest bardzo duża ulga, bo wcześniej PiS ogłaszało podwyżkę, chwaliło się nią, ale połowę kwoty musiały sfinansować samorządy. To był kłopot.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka