Czarnecki: Tusk ratował swoją reputację

2016-01-19 3:00

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS i wiceprzewodniczący PE o spotkaniu Duda-Tusk i o debacie o Polsce w PE:

"Super Express": - Słuchając wczoraj Andrzeja Dudy i Donalda Tuska, którzy spotkali się w Brukseli, by porozmawiać m.in. o problemach Polski z UE, można było odnieść wrażenie, że nie ma w naszym kraju wielkiej wojny o ocenę działań rządu PiS. Donald Tusk zachęcał, by chłodzić rozgrzane głowy i w Polsce, i Brukseli. Jak panu troska przewodniczącego Rady Europejskiej o wizerunek naszego kraju w Europie podobała?

Ryszard Czarnecki: - Była to próba ratowania reputacji Donalda Tuska.

- Donalda Tuska?

- Tak, ponieważ jego dotychczasowe wypowiedzi były raczej wypowiedziami rzecznika Unii Europejskiej, a nie polskiego polityka. Tusk, który być może chce wrócić do polskiej polityki, wie, że nie miałby na to szans, gdyby nadal był ambasadorem UE wobec Polski. A nie odwrotnie.

- Nie widzi pan dobrej woli ze strony Tuska, który swoimi wypowiedziami chciał zadbać przede wszystkim o reputację Polski?

- Jego dotychczasowe wypowiedzi, także w Parlamencie Europejskim, na spotkaniach z poszczególnymi frakcjami, były wypowiedziami zachęcającymi europosłów do atakowania Polski. Nie widzę więc żadnej dobrej woli. Widzę, że nadal chce podpuszczać, a oficjalnie będzie udawał troskę o kraj. Prezydent natomiast zrobił swoje. Była to ważna i potrzebna wizyta.

- Pana zdaniem oficjalne wypowiedzi Donalda Tuska jako szefa RE jednak nie zagrają na korzyść Polski w kontekście działań KE i dzisiejszej debaty na temat Polski w PE ?

- Każdy, kto się choć trochę zna na polityce zagranicznej, zna jego wypowiedzi na zamkniętych forach. Te wypowiedzi atakowały Polskę i napuszczały europosłów na nasz kraj. Donald Tusk zachowuje się jak dr Jekyll i pan Hyde. Dla każdego coś miłego. W dni parzyste oficjalnie mówi o Polsce dobrze, a w dni nieparzyste nieoficjalnie mówi źle.

- Lepiej, żeby oficjalnie mówił to samo, co w kuluarach?

- Wolałbym, żeby w ogóle nie mówił bzdur i nie szczuł na Polskę w czasie swoich spotkań w PE.

- Czy pana zdaniem wczorajsze słowa Donalda Tuska jakoś wpłyną na dzisiejszą debatę europarlamentarzystów?

- Donald Tusk nie ma większego autorytetu w PE. W dużym stopniu zmarnotrawił potencjał, który miał na początku. Dlatego nie sądzę, żeby jego wypowiedzi miały wpływ na dzisiejszą debatę.

- Mogą wpłynąć na polskich europarlamentarzystów z opozycji, którzy mogliby chcieć wykorzystać to forum do krytyki rządu?

- To się okaże. Jeśli coś wpłynie na europosłów PO, to będą to sondaże, które pokazują, że polscy wyborcy bardzo źle reagują na polityków krytykujących Polskę za granicą.

- Rafał Trzaskowski tłumaczył, że PO na pewno nie poprze porównań Polski z Rosją Putina. Jeśli jednak PE wskaże mankamenty waszej władzy, to być może się pod tym podpiszą. Co pan na to?

- To przykład hipokryzji. Każda bowiem rezolucja PE, nawet jeśli nie będzie w niej słów o zamachu stanu czy putinizacji Polski, będzie dobra, ponieważ uderzy w wizerunek naszego kraju. Jeśli PO chce przyłożyć do tego ręce, to chcę tylko powiedzieć: "Platformo, nie idź tą drogą, bo skończysz na śmietniku historii".

- Jako PiS nie macie sobie nic do zarzucenia? Nie ponosicie części odpowiedzialności za to, że w Brukseli tyle i tak źle się o Polsce mówi? Czy raczej wszystko zwalacie na knucia polityków PO?

- Fakty są takie, że politycy PO są we frakcji Europejskiej Partii Ludowej, która jako jedna z pierwszych mówiła na temat debaty wokół Polski w PE. Potem jeden z europarlamentarzystów PO tłumaczył, że nie mieli na to żadnego wpływu. Jeśli tak, to po co w niej są? Sondaże natomiast pokazują, że ankietowani doceniają naszą konsekwencję i uznają, że sprawy polskie trzeba rozstrzygać w Polsce.

- PE może zdecydować skierować sprawę Polski pod obrady Rady Europejskiej?

- Myślę, że PE będzie chciał to załatwić we własnym gronie. Możemy spodziewać się jakiejś rezolucji w tej sprawie. Nie wiem, czy już teraz. Może trochę później. Zobaczymy.

- Nie spodziewa się pan jakiegoś sierpowego w wizerunek Polski ze strony PE?

- Sama debata nie jest dobra. Zamiast pokazywać wzrost gospodarczy w Polsce, Parlament Europejski będzie się zajmował wydumanymi problemami. Na szczęście będzie pani premier Beata Szydło, która pokaże europarlamentarzystom, jak sprawy w Polsce mają się naprawdę.

Zobacz także: Gomułka: To groźne skutki obietnic PiS