Żona, córka i syn Piotra Sz., który w czwartek dokonał próby samopodpalenia w proteście przeciw polityce PiS, twierdzą, że niedoszły samobójca był bardzo spokojnym człowiekiem. Dlatego byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, co zrobił. O jego zamiarach nic wcześniej nie wiedzieli. W dniu podpalenia otrzymali od niego SMS-y, które sugerowały próbę samobójczą. - Jak bardzo musiał być zdesperowany, w jakim musiał być stanie, żeby coś takiego zrobić? Jak bardzo przepełniła się ta czara. Często mówił, że jest rozżalony, bezsilny - ujawnia żona w rozmowie z OKO.press.
Twierdzą, że ich ojciec dokładnie zaplanował swoje samopodpalenie i przeprowadził je tak, aby zostało zauważone. Tuż przed oblaniem się substancją łatwopalną mężczyzna odczytywał swój antyrządowy manifest polityczny, rozdawał też ulotki. Przywiózł je ze sobą do Warszawy ze swoich rodzinnych Niepołomic. Z głośnika puścił utwór "Wolność kocham i rozumiem". W liście krytykował m.in. postawę prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
- Trudno tak mówić o własnym ojcu, ale nie mogę zaakceptować tego radykalizmu. Ale mam szacunek, że był w stanie zrobić coś tak mocnego - podkreśla córka mężczyzny.
Mężczyzna ma 54 lata. Od ośmiu lat zmagał się z depresją .W listach, które napisał do rodziny, podkreśla, że czyn, na który się zdecydował, nie ma związku z chorobą. Stan niedoszłego samobójcy jest bardzo poważny. Ma spalony znaczny procent skóry, a jego życie wciąż wisi na włosku. Sprawę wyjaśnia warszawska prokuratura.
Zobacz: Prof. Jan Hartman: Śmiercią chciał wnieść dobro
Sprawdź: Podpalił się przed Pałacem Kultury. Kim jest niedoszły samobójca? [VIDEO]
Czytaj: List mężczyzny, który podpalił się pod Pałacem Kultury. To był ANTYRZĄDOWY manifest