Kasia Kopacz ciężko pracuje w jednym z trójmiejskich szpitali. Jako ginekolog ma bardzo dużo pracy, zwłaszcza przy porodach. Najtrudniejsze są 24-godzinne dyżury, która co jakiś czas ma każdy lekarz. Właśnie na jednym z takich dyżurów o mało nie doszło do tragedii.
Zobacz też: Monika Jaruzelska zła na "Wprost"
- Wczoraj prawie zeszłam na własnym dyżurze. Tylko dzięki moim koleżankom i koledze jeszcze żyję – zdradza Kasia Kopacz. Córka Marszałek Sejmu zaraziła się od swojego synka rotawirusem. Ogólne osłabienie i odwodnienie, a do tego bardzo dużo pracy, sprawiły, że bardzo źle się poczuła.
Uratowali ją znajomi lekarze. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Kasia Kopacz powinna jednak bardziej dbać o siebie i w razie osłabienia pić dużo płynów.