Łukasz Kamiński

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Łukasz Kamiński: Co powiedzieć córce rtm. Pileckiego?

2013-05-19 10:38

Prof. Romanowski nie powinien się bawić w historyka - mówi dr Łukasz Kamiński, szef IPN

"Super Express": - Tygodnik "Polityka" krzyczy z okładki tytułem: "IPN podważa legendę rotmistrza Pileckiego". Tuż przed 65. rocznicą śmierci Witolda Pileckiego, w dniu imienin jego córki, pani Zofii...

Dr Łukasz Kamiński: - Zapoznałem się z tym tekstem i przyznam, że wolałbym unikać kontaktu z tego typu materiałami. Żadne słowo, które może się ukazać w druku, nie odda tego, jak należałoby nazwać tę publikację. Z Zofią Optułowicz-Pilecką spotkałem się na "Łączce", gdzie szukamy szczątków rotmistrza. Muszę przyznać, że nie wiedziałem, co jej powiedzieć.

- W tekście "Tajemnica Witolda Pileckiego" literaturoznawca prof. Romanowski twierdzi, że zapoznał się z publikacją IPN sprzed pięciu lat. Jego zdaniem oczernia ona Pileckiego.

- Przez pięć lat żaden z tysięcy czytelników albumu nie doszedł do takich wniosków. Prof. Romanowski jest weteranem wojny z IPN. Krytykował Instytut, zanim powstał! Zdążyliśmy już zresztą przywyknąć, że jesteśmy przez niego atakowani przy każdej okazji. Przyznam jednak, że użycie do takiego ataku postaci rotmistrza Pileckiego jest szczególnie zdumiewające i bolesne.

- Prof. Romanowski twierdzi, że nie posłużył się postacią rotmistrza, tylko krytykuje wydawnictwa IPN.

- I naprawdę wolałbym, żeby Romanowski skupiał się nadal na atakach na Instytut, a nie bawił w historyka zajmującego postaciami z naszej historii. Z jego tekstu wynika bowiem, że nie ma o warsztacie historyka najmniejszego pojęcia. I ofiarą jego niewiedzy pada rotmistrz Pilecki. Bohater uniwersalny dla nas i przyszłych pokoleń. Żołnierz, człowiek o szerokich horyzontach, świetny organizator, człowiek wrażliwy, z krwi i kości. Ktoś, kto zdobył się na coś, na co większość z nas by się nie odważyła. I nie mówię tu wyłącznie o tym, że poszedł na ochotnika do obozu śmierci w Auschwitz.

- Tekst "Polityki" głosi, że lektura książek wydanych przez IPN pokazuje, że Pilecki był postacią niejednoznaczną. Mówi, że publikujecie hagiografię "ipeenowskiego bohatera", a zarazem dokumenty, które pokazują, że nie był taki kryształowy.

- Żeby wyciągać jakiekolwiek wnioski co do postawy rotmistrza w powojennym ubeckim śledztwie, trzeba zapoznać się z materiałami śledztwa. Prof. Romanowski zamiast siedzieć z lupą nad zdjęciami w książce, mógł poznać całość. Wolał jednak wysunąć daleko idące wnioski na podstawie kilkunastu skanów! Akta śledztwa, które zachowały się do dziś, to ponad 20 tomów. I zapoznanie się z nimi podważa wszystko, co sugeruje w tekście.

- Romanowski pisze o dokumentach znanych od lat. Pierwszy raz widziałem je w 1990 r., kiedy trwał proces rehabilitacyjny grupy Pileckiego. Teraz są dostępne w archiwum IPN.

- To prawda, były również przytaczane w wielu książkach. Zaniedbaniem historyków jest brak monografii dotyczącej tej sprawy, śledztwa i procesu. To nawet zaskakujące po tylu latach, że nikt nie podjął tego tematu.

- "Polityka" sugeruje, że rotmistrz "wsypał" swoich współpracowników.

- Jest to ogromne nadużycie. Prof. Romanowski chętnie poucza historyków o tym, że powinni pamiętać o wymogach warsztatu, ale sam nie stosuje w najmniejszym stopniu podstawowych zasad. Gdzie jest u niego krytyka źródeł?

- Krytyki wydawnictw IPN akurat tam nie brakuje...

- No tak, IPN oczywiście krytykuje. Ale gdzie krytyczne podejście do wszystkich źródeł? Gdzie odpowiedzialność za słowo? Gdzie podstawowa zasada zapoznania się z materiałami? Przecież to naukowiec! W dostępnych materiałach jest przecież wszystko, co zaprzecza tak jednoznacznym tezom jego tekstu.

- Na przykład?

- Prof. Romanowski stawia tezę, że już w dniu aresztowania rotmistrz Pilecki zeznawał. Sugeruje wsypanie współpracowników. A przecież istnieje dokument, w którym jest wyraźnie napisane, że Pilecki przez 8 dni odmawiał zeznań! Wiemy też, że wpadło archiwum organizacji. Żeby wyciągać wnioski, trzeba wziąć pod uwagę wszystkie źródła.

- Prof. Romanowski twierdzi, że z publikowanych przez IPN dokumentów nie wynika, żeby Pilecki był torturowany. Zeznawał dobrowolnie?

- To jakaś bzdura. Wszystko, co wiemy o takich śledztwach z lat stalinowskich, temu zaprzecza. W aktach Pileckiego pada stwierdzenie o śledztwie "operatywnym". To był szczególny rodzaj intensywnego śledztwa. Prof. Romanowski swoim tekstem usiłuje nas skłonić do zapomnienia o wszystkim, co wiemy o przebiegu śledztw w latach 40. czy 50. A oprócz tortur fizycznych był też element szantażu z prześladowaniem rodziny...

- Kiedy w maju 1947 r. bezpieka razem z Pileckim aresztowała mojego ojca - Tadeusza Płużańskiego, zatrzymano też jego żonę. I grożono im na przemian. Naciskając na ojca tym, że to ona będzie maltretowana, gwałcona, wykończona...

- I tego kontekstu w tekście Romanowskiego w ogóle nie ma! Nie wspomniał też, że cała ta trójka oskarżonych: Pilecki, pański ojciec i Maria Szelęgowska przyjęła taktykę, że będą brali wszystko na siebie, nie wydając innych. Ta postawa bardzo mocno wyłania się z dokumentów. Co do metod i tortur, których nie dostrzega Romanowski... Głównymi oprawcami z akt śledztwa, którzy je nadzorowali, byli pułkownicy bezpieki Różański i Romkowski. Za metody, jakich dopuszczali się podczas przesłuchań, skazał ich nawet PRL w latach 50! Dlaczego w przypadku Witolda Pileckiego czy pańskiego ojca mieliby nagle zawiesić swoje metody i traktować ich zupełnie inaczej?

- Prof. Romanowski zarzuca wam też, że stosujecie różne miary wobec różnych osób. Jego zdaniem nie umiecie spojrzeć na pewne sprawy z różnych punktów widzenia. Kiedy opisuje wyrok skazujący na karę śmierci Witolda Pileckiego i jego współpracowników, pisze, że "rzetelny historyk powinien" rozumieć "rację Polski pojałtańskiej", a więc też tezy stalinowskiego prokuratora, który ich oskarżał.

- To zdumiewające. Czy pan Romanowski sformułowałby taką opinię, że "rzetelny historyk powinien brać pod uwagę racje III Rzeszy, która wydawała wyroki w majestacie swojego prawa"? I jaki jest jego stosunek do wyroku wydanego przez sąd niepodległej Polski w 1990 r., uniewinniającego Pileckiego i jego towarzyszy?

- W rozmowie z "Super Expressem" stwierdził, że wyroki śmierci okrywają tamto państwo hańbą, ale Pileckiego "skazano za szpiegostwo", a "żadne państwo nie lubi szpiegostwa".

- To nawet trudno komentować. Takiego tekstu nie napisałby historyk. Cała trójka skazanych na śmierć nie przyznała się do szpiegostwa. Mówili wprost, że pracowali na rzecz polskich władz, kierując się pobudkami patriotycznymi. To była zupełnie inna postawa, niż imputuje Romanowski.

- Oskarżeni odwoływali zeznania złożone w śledztwie jako wymuszone.

- Tak. Niemal na każdej stronie protokołu rozprawy przed wojskowym sądem jest zaznaczone, że gdy tylko ktoś z głównych oskarżonych zaczyna coś mówić, sąd nakazuje odczytanie zeznań ze śledztwa. To pokazuje, że była ewidentna sprzeczność między tym, co mówili oskarżeni na rozprawie, a tym, co zapisali ubeccy śledczy w protokołach przesłuchań. Jeden z oskarżonych mówił "byleby nie przedłużać śledztwa, zgadzałem się na podpisywanie wszystkiego, co mi kazano".

- Romanowski twierdzi, że "zmęczenie", o którym mówił Pilecki, nie musi oznaczać tortur.

- W 1998 r. za to "zmęczenie", którym poddawani byli osadzeni w ubeckich katowniach, zapadł wyrok na Eugeniusza Chimczaka. Właśnie za znęcanie się m.in. nad Płużańskim, pańskim ojcem. Zaś w śledztwie IPN potwierdzono znęcanie się nad Pileckim, Szelągowską i innymi. To wyjątkowo przerażający opis z 20 tomów akt prokuratorskich. Na koniec przytoczę słowa innego oskarżonego: "Zeznania te są sprzeczne z rzeczywistością, ale podpisywałem je, gdyż byłem bardzo zmęczony, podpisałbym wówczas na siebie nawet karę śmierci".