Michał Kobosko

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Michał Kobosko: Cios w media

2012-03-09 3:00

Czy politycy szykują kaganiec na media?

"Super Express": - Pomysły senatorów na zmianę tak krytykowanego prawa prasowego idą w stronę jego naprawy czy raczej jeszcze większego psucia?

Michał Kobosko: - Przede wszystkim prawo prasowe to jeden z ostatnich reliktów PRL. Wszystko się w ostatnich latach zmieniło, a my nadal działamy w realiach ustawy kompletnie nieprzystającej do współczesności. To wstyd i kompromitacja dla klasy politycznej.

- Tak jak ten pomysł senatorów?

- Wprowadzenie instytucji polemiki, którą może nadesłać osoba, czująca się urażona publikacją prasową, i brak możliwości rezygnacji z tej publikacji przez wydawcę, jest jakąś kompletną anomalią. To ni mniej, ni więcej tylko przykręcanie śruby prasie.

- Tym bardziej, że taka osoba będzie dyskutować z opiniami.

- Być może politycy albo już tak się boją mediów, że chcą z nimi walczyć, albo nie do końca rozumieją, w jaki sposób funkcjonują.

- Może rozumieją aż za dobrze, dlatego próbują pacyfikować media?

- Krytyczne spojrzenie na działania polityków jest zapisane w DNA demokracji. Politycy kochają media tylko, kiedy te są dla nich miłe. Kiedy zaczyna się jakakolwiek krytyka, myślą już tylko o zaostrzeniu prawa.

- Projekt zmian stawia gazetę w gorszej sytuacji niż osobę, która czuje się przez nią urażona?

- Na to wygląda. A przecież taka osoba ma setki sposobów na obronę. Może się skomunikować z innymi mediami lub sama stać się nadawcą informacji na swój temat, prostującej lub polemizującej, choćby poprzez własny serwis internetowy, portale ogólnoinformacyjne czy społecznościowe. Nie jest więc tak, że nie ma szansy obrony.

- Ustawodawca chce jednak dać jeszcze jedno narzędzie do obrony urażonej dumy...

- Uznano, że trzeba takiej osobie koniecznie pomagać, dając możliwość polemiki z artykułem na łamach danej gazety. Niezwykle dziwaczne jest to, że może być ona nawet dwa razy dłuższa niż zakwestionowany fragment. A to na tyle pojemne pojęcie, że prawie zawsze będzie oznaczać cały artykuł.

- Nie zabraknie polityków, którzy z takiej okazji skorzystają.

- Cóż, firmy za powierzchnię reklamową w gazetach płacą ciężkie pieniądze, a tu ustawodawca daje darmową szansę na autopromocję. Załóżmy, że zakwestionowany artykuł ma dwie strony. Wtedy polemika mogłaby mieć nawet cztery! To świetna metoda, żeby zabić gazetę, bo przecież - z jednej strony - ktoś zajmie miejsce, które można by wykorzystać na reklamę, a z drugiej - mało kto takie polemiki będzie chciał czytać, więc spadnie zainteresowanie kupowaniem gazet. Dlatego uważam, że to kolejny cios w media drukowane, które i tak ledwo wiążą koniec z końcem.

Michał Kobosko

Redaktor naczelny "Wprost"