Kamila Biedrzycka: Czy jako były premier wyobraża pan sobie współpracę z ministrem, który oskarża pana o sprzedaż suwerenności?
Włodzimierz Cimoszewicz: Oczywiście nie mieści mi się to w głowie. Rozbieżności w rządach, zwłaszcza koalicyjnych, oczywiście się zdarzają, ale nie tak fundamentalne. W gruncie rzeczy to jest oskarżenie premiera o zdradę państwa i jego podstawowych interesów. Ale cała tragikomedia polega na tym, że jeden nie ma racji i drugi nie ma racji. Morawiecki nie sprzedał polskiej suwerenności, a Ziobro z kolei nie zna traktatów (…) To co zrobił Morawiecki – nawiasem mówiąc nieświadomie – było wypełnieniem traktatu o Unii Europejskiej, który Polska dawno temu przyjęła. Z prawnego punktu widzenia nie nastąpiła tutaj żadna zmiana.
- PiS bez Solidarnej Polski nie ma większości, a Solidarna Polska bez PiS ma poparcie na granicy błędu statystycznego. Dotrwają razem do końca kadencji?
- Kiedy 24 lata temu przyjmowaliśmy polską konstytucję, to robiliśmy to m.in. z myślą o stabilizacji rządów w Polsce. Stworzyliśmy system, w którym trudno jest obalić rząd, a po drugie ograniczyliśmy sytuacje, w których może dojść do przyspieszonych wyborów. Nie potrafię sobie dziś wyobrazić sytuacji, w której znalazłaby się większość wymagana do skrócenia kadencji. Oni się prawdopodobnie będą coraz bardziej kłócili, ta łódka będzie się chybotała. Poza tym, po raz pierwszy od pięciu lat obserwujemy tak duży spadek zaufania publicznego do PiS.
- Z jakiego powodu?
- Na to zawsze nakłada się kilka czynników, ale to także efekt przekroczenia pewnej granicy wytrzymałości tej części społeczeństwa, która popiera rząd. Kłótnie w koalicji, kłótnie z Europą… Polska jest poza tym krajem, w którym już kilkakrotnie ogłaszano koniec epidemii. A okazuje się, że mamy największą na świecie liczbę zmarłych w przeliczeniu na milion mieszkańców. Ludzie to wiedzą, ludzie to odczuwają przez skórę. W tym roku umiera w Polsce najwięcej osób od zakończenia II wojny światowej.
- Popiera pan strategię większych obostrzeń w okresie świąteczno-noworocznym?
- Zdecydowanie tak. I powinno się je egzekwować. Bo obserwujemy niezwykle niekonsekwentne zachowanie polskich władz. Z jednej strony represjonuje się pokojowych manifestantów, bo naruszają przepisy anty-covidowe, a z drugiej strony widzimy spotkanie w Toruniu, w którym bez maseczek brało udział kilkaset osób. Jedni politycy mówią, że będą się szczepić, drudzy, że nie… nie wygląda to wszystko najlepiej. Masa ludzi umiera, trzeba się przed tym bronić i obostrzenia wprowadzać.
- Wspomniał pan o represjach wobec protestujących. Dokąd to zmierza?
- Ekscesy policji zdarzają się oczywiście na całym świecie. Problem polega na tym, czy są rozliczane czy nie i czy jest na nie atmosfera przyzwolenia. Trzeba też solidnie badać kandydatów do służby w policji – tam nie mogą trafiać żadni psychopatyczni sadyści. Jeżeli mamy do czynienia z powtarzającymi się przejawami brutalnej agresji ze strony policjantów, pobicia, walenie metalowymi pałkami, łamanie rąk w trzech miejscach, wchodzenie do mieszkań… to są to elementy państwa policyjnego. Kiedy widzę setki policjantów chroniących dom Kaczyńskiego, to robi mi się niedobrze. Jestem osobiście zaniepokojony tym, co się dzieje z policją. Przeciętny obywatel zaczyna mieć powody do tego, żeby nie mieć zaufania do spotkanego na ulicy policjanta.