"Super Express": - Jest pan po stronie Oburzonych i Piotra Dudy?
Jan Rulewski: - Tak. Zgadzam się z fragmentami wniosków, o których mówi Duda. Choć ja ostrzej pewne postulaty bym głosił, np. w sprawie umów śmieciowych. Zarzucam poszczególnym rządom, także władzy Donalda Tuska, że rozregulował rynek pracy, przyzwyczajając gospodarkę do taniej, niewolniczej siły roboczej. Może kiedyś to miałoby rację bytu, ale nie dziś, nie w centrum Europy!
- Zbulwersowały pana, jako byłego działacza Solidarności, słowa prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezarego Kaźmierczaka, który oburzał się w liście do Dudy, że ma w d... postulaty związkowców dotyczące form zatrudnienia i chce zniesienia płacy minimalnej?
- To skandaliczne słowa przedstawiciela biznesu. Równie dobrze ja mógłbym się oburzać na pana Kaźmierczaka, dlaczego po 20 latach nie wymyślił volkswagena i nie sprzedaje go, płacąc swoim robotnikom 16 euro za godzinę. Dziś przedsiębiorcy żądają od rządu "łapówek": a to zmniejszenia podatków, ulg, rezygnacji z różnych składek czy wprowadzania coraz to bardziej elastycznego kodeksu pracy. Ja się na to nie godzę.
- Czy Platforma Oburzonych może zagrozić pozycji Jarosława Kaczyńskiego na prawicy?
- Tak, Oburzeni i Piotr Duda będą konkurencją dla Kaczyńskiego. Kryzys zawsze działa na korzyść związkowców i napędza ich siłę.
- Oburzeni to jednak potężny policzek wymierzony przede wszystkim we władzę Tuska.
- Tak, ale każdy rząd ma przeciwko sobie opozycję, nie tylko w parlamencie. Naturalne jest, że związki krytykują władzę, bo rząd musi wykonywać wiele niepopularnych decyzji.
- Co pan myśli o premierze, który Oburzonych nazwał nienaturalnym zlepkiem, którego celem jest obalenie rządu. A oni mówią tylko: źle się dzieje w państwie polskim.
- Premier nie powinien używać takich słów i były one nie na miejscu. Plan modernizacji gospodarki, jaki Tusk proponuje, jest taki: czekamy na koniunkturę z Zachodu. To za mało. Co więcej, ona może nigdy nie nadejść.
- Czy premier powinien bać się Piotra Dudy?
- Tak. Nie powinien lekceważyć jego słów i działań. Piotr Duda imponuje młodością i niewinnością. Dziś ukrywa się za maską związkowca, ale za jakiś czas, kiedy okaże się, że spotkania, przemowy nie pomagają, to sięgnie po wybory.
- Jak pan, jako związkowiec, czuje się w neoliberalnej PO? Rząd chce wprowadzić jeszcze bardziej elastyczny czas pracy. Ostatnio nieludzkiego oblicza PO doświadczyły też matki, które rodząc dzieci przed 17 marca, nie mogą liczyć na wydłużony urlop macierzyński. Z kolei emeryci dostali marną waloryzację emerytur, która nic im nie dała.
- Niewygodnie mi w PO. Cierpię w niej, każda Rzeczpospolita mnie kopała. Ta też. Jednak pozostanę w PO, bo nie ma dla niej alternatywy. Widzę rozwiązania w solidarnym rozkładaniu ciężarów. A teraz ciężary nie są rozkładane sprawiedliwie. Według mnie trzeba opodatkować najbogatszych. Nie rozumiem, dlaczego premier pilnuje jak Mojżesz kamieni spraw podatków. Niech opodatkuje przedsiębiorców. W Niemczech to się odbyło i gospodarka funkcjonuje.
- Dlaczego rząd nic nie robi w kwestii zapobiegania szalejącemu bezrobociu, które wynosi już prawie 15 proc. Dlaczego władza nie zajmie się "śmieciówkami", kryzysem, zamykaniem szkół, fatalną sytuacją w służbie zdrowia, a chętnie podejmuje kwestię tematów zastępczych, jak związków partnerskich.
- Zgadzam się z panem. Związki partnerskie to podrzucony szczur głównie przez Palikota i SLD. Zachodni przywódcy swoje wystąpienia zaczynają od problemów na rynku pracy. U nas tak nie jest. Myślę, że trzeba poszerzyć podstawę władzy, a nie skupiać się na wąskiej grupce kolegów i koleżanek. Trzeba uruchomić do działania Senat! Nadać mu więcej praw! Moja inicjatywa, aby powołać senacką komisję do spraw rynku pracy, niestety, została odrzucona przez moich kolegów.
- To kiedy zajmiecie się problemami, o których mówimy, żeby Polska nie skończyła tak jak Cypr, któremu grozi bankructwo, jeśli szybko nie zdobędzie sześciu miliardów.
- PO musi się zająć gospodarką jak najszybciej, bo będzie nieciekawie. Tempo wzrostu długu jest dużo wyższe niż tempo przyrostu gospodarczego.
- O koniunkturze możemy chyba zapomnieć, bo widmo potężnego kryzysu nadchodzi.
- To prawda. Czekamy też na pieniądze europejskie, które premier wynegocjował na szczycie unijnym.
- Pieniądze z UE to też bardzo niepewna sprawa. PE wydał rezolucję, która odrzuca budżet Unii przyjęty w lutym. Polska może więc stracić pieniądze przyznane na szczycie.
- Możemy stracić pieniądze, ale nie wszystkie. Będą pewne korekty, ale sądzę, że Polska wyjdzie i tak in plus.
- Jak pan ocenia Donalda Tuska?
- Moja ostatnia rozmowa z nim dotyczyła likwidacji bądź nowej roli Senatu. Tego, żeby to nie rząd, a izba wyższa zajęła się kwestiami obyczajowymi, np. in vitro. Chciałem odciążyć rząd od tych problemów.
- I co premier na to?
- Nic. On za bardzo zamyka się w wąskim otoczeniu. Taka postawa byłaby wytłumaczalna w warunkach państwa totalitarnego, ale - na Boga - Polska jest częścią Europy! Rząd musi podzielić się władzą z Senatem, ekspertami. Widzę u Tuska przejawy bonapartyzmu.
- Czy Polsce grozi to, co się teraz dzieje na Cyprze: widmo potężnego bankructwa?
- Myślę, że nie. O ile nie będziemy tylko czekali na meteoryt koniunktury z Niemiec. Polska na szczęście zachowuje płynność finansową. Natomiast ciekawe jest miejsce polskiej gospodarki w globalizującym się świecie. Myślę, że w tej kwestii nie jesteśmy dobrze przygotowani.
- Czy Tusk może pójść kiedyś drogą cypryjskich władz, które chciały opodatkować depozyty ludzi w bankach? U nas to może wyglądać inaczej, np. mamy potężną dziurę budżetową, więc premier może kiedyś powiedzieć: pójdźmy drogą Cypru i nałóżmy dodatkowe podatki na ludzi, żeby uniknąć fali bankructwa.
- Myślę, że możemy tego uniknąć i rząd pewnie nad tym pracuje.
- Nie uspokoił mnie pan.
- Rząd wie, co robi, i pozwólmy mu działać.
- Wstydzi się pan za kolegę Drzewieckiego, byłego ministra sportu w rządzie PO, którego żona jest zamieszana w aferę z kradzieżą futer? Pojawia się tu łatka PO jako partii powiązanej z biznesem.
- Pewnie, że jest wstyd. Ciążenie przedsiębiorców w stronę PO jest niewątpliwe. Nie kochają nas niestety pracownicy, tylko biznes.
Jan Rulewski
Senator PO