Ksiądz walczy z nowotworem
Pod koniec lutego ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski poinformował o ciężkiej chorobie, z którą się zmaga. Nowotwór, który zaatakował duchownego, okazał się złośliwy, ale na szczęście nie ma przerzutów. Ksiądz Isakowicz-Zaleski trafił do szpitala, a kilka tygodni temu przeszedł hormonoterapię. Teraz przechodzi naświetlanie. I przy okazji obnaża absurdy polskiej służby zdrowia. - Lekarze nie mają czym nas leczyć. Najbardziej boli widok tłumu chorych w kolejkach, to, że muszą czekać długo na zabiegi i terapię . To nie wynika ze złej woli personelu, bo spotykam wspaniałych lekarzy i świetne pielęgniarki, ale z braku sprzętu np. do radioterapii czy hormonoterapii – ubolewa ksiądz Isakowicz-Zaleski, który pięć razy w tygodniu poddaje się naświetlaniom.
Ks. Isakowicz-Zaleski rozpoczął hormonoterapię. "Droga przez mękę"
Bezradni, schorowani pacjenci w szpitalach
I tak będzie do połowy czerwca. - Później zapadnie decyzja, co dalej, czy np. dostanę chemioterapię – stwierdza duchowny. I wymienia kolejne bolączki systemu walki z rakiem w Polsce. - Pacjent nawet jak się zakwalifikuje i przyjeżdża na zabieg, musi godzinami czekać np. na naświetlanie. Potrzeba więcej aparatury i lepszych rozwiązań administracyjnych. Ciągle jest tak, że pacjent, który się dowiaduje, że jest chory, dostaje horrendalnie dalekie terminy. Sam, żeby się zakwalifikować do zabiegów, musiałem robić konieczne badania prywatnie – dodaje duchowny. I wymienia kolejny problem. - To różnica między chorym z metropolii i odległych miejscowości. Widzę, jak ci drudzy odbijają się od ściany do ściany. Często nie ma kto ich podwieźć, zaopiekować się. Starsi, samotni, bezradni kompletnie się gubią… - kwituje ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.