Andrzej Arendarski: Chińskie inwestycje to dla Polski olbrzymia szansa

2010-11-04 13:45

Czy Polska powinna robić interesy z chińskim politykiem Jia Qinglinem, na którym ciążą zarzuty ludobójstwa i tortur wobec obywateli Chin? Komentuje specjalnie dla "SE", Prezes Krajowej Izby Gospodarczej, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Hanny Suchockiej Andrzej Arendarski.

"Super Express": - Polskę odwiedziła grupa chińskich polityków i biznesmenów, co ma być zapowiedzią bliższej współpracy gospodarczej i zainteresowania naszym krajem. Co może zyskać polska gospodarka i biznes po tej wizycie?

Andrzej Arendarski: - Chińczycy poszukują swojej drogi dojścia do Unii. I byłoby dobrze, żeby tym dojściem była Polska. Choć nie jest to oczywiste, bo konkurują z nami inne kraje. Korzyści byłyby zaś trudne do przecenienia. Wzrost eksportu, nowe miejsca pracy, podatki itd. Chińczycy są już zresztą konkurencyjni, jeżeli chodzi o obecność w Polsce przy wykonywaniu różnych inwestycji, np. infrastrukturalnych. Są tańsi i dzięki temu wydając te same pieniądze zyskujemy więcej.

Przeczytaj koniecznie: Chińscy komuniści z wizytą u Donalda Tuska

- Są tańsi, ale z chińskimi inwestycjami mogą się wiązać także obawy przedsiębiorców...

- Mogą, ale nie podzielam obaw dotyczących zagrożeń dla polskich firm. Inwestując w Unii, Chińczycy będą musieli przestrzegać wszystkich praw, które obowiązują także miejscowych przedsiębiorców. To można kontrolować i egzekwować. I w sytuacji równej konkurencji polskie firmy dadzą sobie radę. To zmusi je nawet do bycia bardziej elastycznymi.

- Czym, skoro konkurencyjność w Chinach wynika w dużej mierze z braku jakichkolwiek praw pracowniczych?

- W produkcji nieskomplikowanych towarów nie ma szans z Chinami cały świat, nie tylko my. Świat przymyka zresztą oczy na te nieprawidłowości i jest już zarzucony ich produktami. To już część rzeczywistości. Możemy natomiast konkurować tam, gdzie wymagane są większe kwalifikacje pracowników, w bardziej złożonych projektach.

- Jakiego rzędu pieniędzy można się spodziewać w Polsce w przypadku powodzenia chińskich planów inwestycyjnych?

Patrz też: Pokojowa Nagroda Nobla 2010 dla Liu Xiaobo, więzionego dysydenta z Chin

- Do tej pory chińskie inwestycje nie przekraczały kilkuset milionów dolarów, czyli jak na ich możliwości nie za wiele. Powinniśmy o nie zdecydowanie zabiegać i kwoty rzędu 10-20 miliardów dolarów w najbliższej przyszłości uważam za całkiem realne. Musimy się jednak dobrze promować. Barierą jest niewiedza. Podczas Expo w Szanghaju nawet wykształceni Chińczycy kojarzyli Polskę z matrioszką i samochodem Dacia i nie byli pewni, czy leżymy w Europie. Przy dobrej promocji i zachętach napływ inwestycji może być naprawdę duży.

- Przy okazji tej wizyty pojawia się zarzut ludobójstwa, postawiony przez hiszpański sąd Jia Qinglinowi. Tak się składa, że to szef chińskiej delegacji w Polsce. Zderzenie interesów gospodarczych z moralnością jest dość częste w przypadku interesów z Chińczykami...

- Te problemy będą się pojawiały za każdym razem. Chińska rzeczywistość jest nie do przyjęcia dla ludzi wyrosłych w kulturze europejskiej. Polska należy do tych państw, które na kwestię praw człowieka zwracają szczególną uwagę. To przyzwoite, ale na pewno nie pomaga w rozwoju stosunków gospodarczych. Szef delegacji przybył jednak na zaproszenie marszałka Senatu. I to jest dla mnie gwarancją, że wszystkie te kwestie zostały rozważone przed wizytą. Bogdan Borusewicz nie jest kimś, kto sprawę wolności i prześladowań traktowałby łagodnie. Wielokrotnie byłem świadkiem jego wizyt zagranicznych i bezkompromisowej postawy w tej sprawie. Sadzę, że w tym przypadku temat też został podjęty. Nie bądźmy jednak świętsi od papieża. Pamiętajmy, że kiedy zrezygnowaliśmy z handlu bronią z kilkoma krajami, w nasze miejsce na rynku wskoczyło kilka innych krajów też chętnie mówiących o prawach człowieka i wolności.

Andrzej Arendarski

Prezes Krajowej Izby Gospodarczej, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Hanny Suchockiej