Według "Rz"sprawa zlecenia zabójstwa Ziobry wyszła na jaw przypadkiem, po tym jak stołeczna policja w czerwcu 2018 r. rozbiła zorganizowaną grupę przestępczą handlującą dopalaczami, w której działał Jan S. On sam uniknął wpadki – prawdopodobnie dlatego, że przebywał wtedy w Holandii, gdzie chciał rozkręcić fabrykę dopalaczy. Jednak niedługo później w ręce śledczych wpadł jego współpracownik z przestępczej grupy, nazywany "chemikiem". Zdecydował się na współpracę z organami ścigania i powiedział, że za zabicie ministra sprawiedliwości Jan S. zaoferował mu 100 tys. zł.
- Ten *** podpisał nową ustawę. Zepsuł mi interes – miał stwierdzić S. odnosząc się do Ziobry, gdy „chemik" przesłał mu wywiad ministra z października 2018 r. zapowiadający, że "handlarze dopalaczami nie są bezkarni, także ci działający w internecie". Według „chemika" wywiad tak rozsierdził Jana S., że wkrótce po nim zlecił mu zabójstwo Ziobry. S. uznał, że pozbycie się ministra rozwiąże jego problemy i pozwoli mu dalej działać.
"Chemik" zlecenia nie przyjął.