70 mln zł od drobnych inwestorów
Były poseł, przedsiębiorca Janusz Palikot trafił na miesiąc do aresztu po tym, jak usłyszał osiem zarzutów w sprawie o niekorzystne rozporządzenie mieniem kilku tysięcy osób. Osoby te łącznie mogły stracić ok. 70 mln zł. Chodzi o drobnych inwestorów, którzy wpłacali podmiotom Palikota swoje oszczędności, licząc na zyski w przyszłości ze sprzedaży ekskluzywnych alkoholi.
Nie wszyscy chcieli jednak zarabiać na wysokoprocentowych trunkach. - Zapłaciłem za beczkę okowity 12 tys. zł. Dla mnie nie była to inwestycja, jak twierdzi obrońca Palikota, mec. Jacek Dubois, mówiąc o poszkodowanych. Nie chciałem i nie chcę na tym zarobić, zwłaszcza, że osoba fizyczna bez koncesji nie może handlować alkoholem. Chciałem kupić alkohol na swój użytek, np. na prezent dla znajomych i na przyszłość, gdy córka będzie duża i zorganizuję dla niej wesele – mówi nam Dominik Maj z Białej Podlaskiej.
Nie ma beczki i pieniędzy
- Wpłaciłem też 4,5 tys. zł na beczkę whisky, czyli połowę jej wartości. Ponieważ nie uzupełniłem tej kwoty w ciągu tygodnia, Palikot powinien był zwrócić mi wpłatę, bo w przeciwnym razie naraziłby się na zarzut nieuprawnionego wzbogacenia się moim kosztem. Teraz nie ma alkoholu ani pieniędzy. Palikot jest mi dłużny w sumie 16,5 tys. zł – podkreśla. - Oczekuję, że pan Palikot dostanie karę od wymiaru sprawiedliwości, a ja chcę odzyskać zakupiony towar lub jego równowartość – dodaje Dominik Maj.
Inni poszkodowani stracili znacznie wyższe kwoty. - W przeszłości byłem członkiem PO, a Janusza Palikota osobiście nawet znałem, nie podejrzewałem, że może oszukać dawnego kolegę z partii – mówi nam Daniel Domaradzki, który łącznie w interesy byłego posła zainwestował koło 70 tys. złotych, a odzyskał niespełna 5 proc. tej sumy (jako dywidendę oraz spłatę udzielonych pożyczek). Okazuje się też, że Palikot ma potężne zobowiązania u swoich pracowników.