- „Super Express”:- Chaos ogarnął polskie szkoły. Uczniowie kończący edukację na szczeblu podstawowym przeżywają trudny czas. Tysiące młodych Polaków nie wie bowiem, gdzie od września będzie kontynuować naukę. Kto odpowiada za to zamieszanie?
- Sławomir Witkowicz: - Pani redaktor, co do zasady za sytuację, która obecnie obserwujemy odpowiada stroną rządowa, czyli Ministerstwo Edukacji Narodowej. Odpowiedzialność władz centralnych jest niepodważalna.
- Z drugiej jednak strony od dawien dawna zdarzało się, że uczniowie nie dostawali się do wymarzonych szkół i nikt nie robił z tego powodu afery na skalę ogólnopolską. Może zatem problem jest rozdmuchany?
- Ma pani rację. Zawsze zdarzało się tak, że część uczniów nie dostawała się do wybranych szkół. Oczywiście przyczyny takiego stanu rzeczy były rożne. Jednak skala tego zjawiska była stosunkowo niewielka. W tym roku MEN zbiera konsekwencje wdrożenia reformy systemowej, która jest związana z likwidacją gimnazjów i utworzeniem 8-letnich szkół podstawowych.
- Jak rozumiem pana zdaniem pokłosiem rzeczonej reformy jest to co obecnie obserwujemy?
- Tak. Największy problem pojawił się wtedy, gdy okazało się, że jest za mało czasu, zwłaszcza w samorządach wielkich miast na to, aby odpowiednio przygotować odpowiednią ilość miejsc dla potencjalnych kandydatów. Ponad 80 proc. winy za to co się dzieje leży po stronie MEN, a niecałe 20 proc. po stronie jednostek samorządu terytorialnego, bo w większości wielkich miast samorządy płaca cenę za politykę rządu względem oświaty.
- Jednak system oświaty nie popsuł się w ciągu ostatniej kadencji…
- To prawda. Od kilkunastu lat obserwuję, że pewne wdrożenia powodują zmniejszanie liczby szkół co ma swoje następstwa w obecnym okresie.
- Kilka dni temu wiceminister nauki Andrzej Stanisławek stwierdził, że lekiem na bolączkę zwana brakiem miejsc w szkołach może być wyjazd za granice celem edukacji. Nie mija się to z prawda, bo według pewnych analiz rodzice przewidują taki kierunek dla swoich pociech. To dobra ścieżka?
- To kuriozalne!
- Rekrutacja zakończy się w połowie sierpnia, więc nie wszystko stracone. Ministerstwo Edukacji Narodowej uspokaja, że uczniowie, którzy nie znajdą miejsc z wybranych placówkach na pewno nie zostaną na lodzie. Będą mogli skorzystać z ofert szkół, w których znajda się dla nich miejsca.
- Stworzenie dodatkowych oddziałów jest jakimś rozwiązaniem. Jednak wiąże się z pewnym problemem.
- Jakim?
- W związku z tym, że powstaną nowe oddziały w szkołach to czas pracy w danej szkole będzie wydłużony. To wielkie obciążenie dla uczniów. Mamy sygnały, że zajęcia w takich placówkach będą zaczynać się o 7 a kończyć o 18. To absurd.
- Słychać głosy, że rodzice chcą kierować pozwy ws. zamieszania, o którym rozmawiamy. Popiera pan takowe plany?
- Nie wróże powodzenia w rozpatrzeniu rzeczonych pozwów. Bo jak miałoby to wyglądać? Sąd orzeknie, że dany uczeń zostanie wyrokiem sądowym przydzielony do danej placówki? Myślę, że wspomniane plany wynikają z rozgoryczenia, ale nie dadzą żadnego efektu.
Rozmawiała Sandra Skibniewska