Cezary Michalski: Należał mu się większy szacunek

2011-08-08 4:00

Odszedł wybitny polityk czy polityczny bandyta? - komentuje Cezary Michalski.

"Super Express": - Na czym polegał fenomen Andrzeja Leppera?

Cezary Michalski: - Był skutecznym populistą. I nie używam tego słowa tylko w znaczeniu negatywnym. Populizm jest swego rodzaju termometrem, pokazującym, czy jakaś część społeczeństwa nie jest wyłączona z systemu politycznego i nie czuje się w nim reprezentowana. Jest miernikiem zdrowia tego systemu.

- Kim byli ci odtrąceni?

- Polska transformacja ostatecznie okazała się udana. Zbyt łatwo przystaliśmy jednak na kategorię kosztów społecznych. Jednym z nich byli ludzie na terenach dawnych PGR, gdzie często poza strukturami państwowymi nie istniały żadne inne. W trakcie transformacji struktury te rozwalono i nie utworzono w ich miejsce nic innego. To paradoks, że w kraju, w którym powstała Solidarność, wybrano tak niesolidarystyczną drogę transformacji.

- To miejsce zagospodarował właśnie Lepper, uciekając się do populizmu.

- Tak. W historii III RP było trzech przywódców populistycznych. Pierwszym był Lech Wałęsa, któremu populizm pomógł pozbyć się Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. Tak jak Lepper wywodził się z ludu, ale raczej manipulował populizmem niż mu ulegał. W końcu go porzucił, gdy został prezydentem. Drugim populistą był właśnie Lepper, który przeszedł klasyczną drogę awansu społecznego. Od wysypywania zboża i publicznego upokarzania dzierżawcy z Kobylanic, którego wraz z kolegami pobił i ogolił, aż po przejęcie godności wicepremiera RP. No i wreszcie trzecim populistą III RP jest...

- Niech zgadnę. "Człowiek znikąd" Stan Tymiński?

- Myślę o populistach wielkiego formatu. Trzecim i najskuteczniejszym jest Jarosław Kaczyński. W odróżnieniu od tamtych jest inteligentem. Sam mówił, że jako żoliborski konserwatysta mógł mieć 4 procent i nie wejść do Sejmu. Używając brudnych energii i populizmu może walczyć nawet o władzę. To on pokonał i zniszczył Leppera. W celu zabrania mu elektoratu i partii, zmontował słynną aferę gruntową. Znalazł też bardziej nowoczesny i skuteczny język, którym dotarł do elektoratu Samoobrony.

- Sfrustrowany elektorat mógł porwać za sobą tylko Lepper swymi antypaństwowymi metodami. Kaczyński jest w głównym nurcie i stosuje zupełnie inną technikę.

- Nieprawda. Używa różnych. Tej miękkiej i "państwowej" z czasów ostatniej kampanii prezydenckiej. Kiedy trzeba, wspiera jednak Ruch 10 Kwietnia, którego członkowie krzyczą, że Komorowski i Tusk to zdrajcy, którzy zabili nam prezydenta. Pojawia się na spotkaniach z Radiem Maryja, ale umie też korzystać z kontaktów z panią prof. Staniszkis. W tej różnorodnej palecie technik mieszczą się też te "lepperowskie".

- Dlaczego Lepper wypadł z polityki?

- Bo przegrał z silniejszym, brutalniejszym i sprawniejszym od siebie Kaczyńskim. Ale również sam elektorat wiejski się rozwarstwił. Część zadowolonych przeszła do PSL. Ci wciąż niezadowoleni do PiS, który lepiej wyraża ich gniew.

- Był zagrożeniem dla demokracji?

- Gdyby system polityczny był jeszcze bardziej chory i wyrzucił za burtę więcej ludzi, to Lepper mógłby mu realnie zagrozić. Ale była też w III RP pewna doza brutalności wobec niego. My, elity medialne, baliśmy się go. Próbowaliśmy więc własne lęki oraz złe sumienie wobec kosztów transformacji zabić, szydząc z niego i stosując chwyty bardzo brutalne.

- Na przykład?

- To on pierwszy w 2002 roku nagłośnił sprawę talibów w Klewkach. Myśmy wtedy z niego szydzili. Dlatego pewną niesprawiedliwością jest, że gdy w 2010 roku Skolimowski zrobił film o talibie uciekającym z Klewek, to dostał za to nagrodę w Wenecji. Lepper był wrogiem politycznym tego systemu, ale należało go traktować poważniej i z większym szacunkiem.

Cezary Michalski

Publicysta "Krytyki Politycznej"

i "Newsweeka"