Cezary Gmyz: Nie wstydzę się mojej publikacji o trotylu. Napisałbym jeszcze więcej!

2015-04-08 4:00

Cezary Gmyz: To trzecie stenogramy, które poznajemy. Kiedy niedawno rozbił się airbus, zapisy z czarnych skrzynek znaliśmy już po pięciu godzinach. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że doszło do fałszerstwa.

"Super Express": - Jest pan znany jako "Trotyl", sam pan dopisał sobie ten przydomek na Twitterze.

Cezary Gmyz: - Dopisałem go sobie w momencie, kiedy ktoś uważał, że wstydzę się swojej publikacji z 2012 r., kiedy pisałem o śladach materiałów wybuchowych na wraku prezydenckiego tupolewa. Tak nie jest. Nic bym w nim nie zmienił. Co najwyżej nieco rozszerzył.

- Był ten trotyl czy nie?

- Miesiąc po mojej publikacji podczas posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka płk Artymowicz, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej, dociskany przez posłów powiedział dokładnie to, co napisałem. To znaczy rzeczywiście urządzenia w Smoleńsku wykazały obecność trotylu. Choć dodał też kuriozalne zdanie, że nie oznacza to obecności materiałów wybuchowych. Mieliśmy do czynienia z opinią pirotechniczną Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, która wykluczyła obecność środków wybuchowych.

- No właśnie.

- Audyt tej opinii prowadzony przez dwójkę profesorów chemii organicznej wykazał, że przyjęto błędną metodologię i błędnie zinterpretowano dane. Ich zdaniem z całą pewnością można stwierdzić obecność co najmniej jednego materiału wybuchowego, czyli oktogenu.

- No tak, ale to jeszcze nie oznacza wybuchu w samolocie.

- Proszę sobie przypomnieć, ile razy w moim tekście padło słowo "wybuch" albo "zamach".

- Ani razu.

- Ani razu.

- Ale jak ktoś pisze "trotyl", to w głowie od razu pojawia się "wybuch".

- Tak, ale mieliśmy koncepcję m.in. taką, że te materiały wybuchowe mogły być pozostałością po II wojnie światowej. Najdalej idąca koncepcja zakładała rosyjską prowokację.

- Dziś może pan powiedzieć, że doszło do wybuchu w samolocie?

- Niekoniecznie w samym samolocie. Rzeczywiście nie słyszymy huku wybuchów, ale ładunki mogły być zainstalowane na zewnątrz samolotu. Jedna z koncepcji mówi, że wybuch miał mieć miejsce w miejscu łączenia skrzydła z kadłubem.

- Antoni Macierewicz nie ma żadnych wątpliwości - był wybuch, był zamach. Pan ma jakieś wątpliwości?

- Z wysokim prawdopodobieństwem mogło dojść do dwóch wybuchów. Przypomnę, że nie mamy pełnej wiedzy.

- Czego nam do pełnej wiedzy brakuje?

- Lista tego, czego brakuje, obejmuje kilkadziesiąt pozycji. Najważniejszą rzeczą jest zapis tego, co się działo na wieży. Mamy zapis korespondencji pochodzący z czarnej skrzynki. Wiemy, że zapis był prowadzony także wśród kontrolerów. Prokurator Seremet wielokrotnie zapowiadał, że Rosjanie nam je dostarczą, ale do dzisiaj ich nie otrzymaliśmy.

- Rosjanie coś ukrywają?

- Mają coś do ukrycia.

- Swoją słynną bylejakość, brak organizacji?

- Zapewne tak. Prokuratura zamierza postawić zarzuty kontrolerom. Sposób sprowadzania przez nich samolotu był wadliwy. Nawet jeśli samolot nie rozbiłby się przed progiem pasa startowego, w pas by nie trafił. Zapewnienia kontrolerów, że maszyna znajdowała się na ścieżce i na kursie, były co najmniej błędem, jeśli nie zbrodnią.

- RMF FM opublikował nowe nagrania z samolotu. Dziennikarze twierdzą, że jest ich o jedną trzecią więcej, ponieważ zastosowano nową metodę.

- Mamy stenogramy, których nie chciano przekazać rodzinom ofiar. Cóż, mogę powiedzieć, skąd nie wyciekły te stenogramy.

- Czyli?

- Na pewno nie z prokuratury. W jej interesie nie były wycieki. W jej interesie było trzymanie tego jak najdłużej.

- Dlaczego?

- Prokuratura obawia się tego, co się właśnie dzieje.

- Upolitycznienia?

- Na szczęście tego nie ma. Nie wiemy jeszcze, jak się zachowa w tej sytuacji PiS. Ale spodziewali się tego typu rewelacji przed piątą rocznicą.

- Wiceszef PiS Antoni Macierewicz zachował się tak, że nie przyszedł do mnie na wywiad.

- Nie dziwię się. Dlatego że w kontekście kampanii nie jest w interesie PiS podgrzewanie nastrojów i na nowo rozpalanie sprawy Smoleńska.

- Czyli Smoleńsk PiS szkodzi?

- I tak, i nie.

- Myślę, że może zaszkodzić. Z opublikowanych stenogramów wynika, że gen. Błasik kazał pilotom lądować do skutku.

- Biegli, którzy sporządzali tę opinię, usiłują do skutku wsadzić gen. Błasika do kokpitu.

- Według tej opinii gen. Błasik miał być w kokpicie i wywierać niedozwoloną presję na pilotów.

- To wersja generałowej Anodiny. Ci, którzy ją sporządzali, dobrze pojęli przekaz z Moskwy.

- Jeżeli słychać głos...

- Przypomnę, że to trzecie stenogramy, które poznajemy. Kiedy niedawno rozbił się airbus, zapisy z czarnych skrzynek znaliśmy już po pięciu godzinach.

- Chce mi pan powiedzieć, że stenogramy są sfałszowane?

- Jest wysokie prawdopodobieństwo, że do fałszerstwa doszło. Te treści pojawiły się bowiem już rok temu w Internecie.

- Jak to?

- Bloger Aoundamator z portalu Salon24 część tego opublikował rok temu, zanim sporządzono cyfrową kopię zapisów czarnych skrzynek na potrzeby nowej ekspertyzy.

- Kim jest ten bloger?

- Sam chciałbym wiedzieć. Zakładam, że jeden z biegłych.

- Gdybym założył, że materiały RMF FM są prawdziwe, to musiałbym wyciągnąć wniosek, że był tam potworny bałagan. I co najmniej bardzo przeszkadzano pilotom.

- Przypomnę tylko, że druga ekspertyza, przeprowadzona przez Instytut Ekspertyz Sądowych, wykluczyła obecność gen. Błasika w kokpicie na podstawie dwóch przesłanek. Po pierwsze, głos przypisany w Moskwie generałowi należał do Roberta Grzywny...

- Z pana słów wynika, że to może być wrzutka.

- Bo to jest wrzutka. Ktoś ma interes w tym, żeby ponownie rozpalać ten spór. Natomiast jest jeszcze jedna rzecz, która świadczy, że gen. Błasika tam nie było.

- Jaka?

- Rozkład szczątków. Jego ciało znaleziono tam, gdzie ciała pozostałych generałów. Czyli znajdował się w tzw. trzeciej salonce.

- Wrzutką jest to, co robi Juergen Roth? Napisał książkę o tym, że niemiecki wywiad (BND) są w stanie zidentyfikować, kto stał za domniemanym zamachem w Smoleńsku. I to z imienia i nazwiska. Wierzy pan w to?

- To dziennikarz o dość wysokiej wiarygodności.

- Co to znaczy "dość wysokiej"?

- Większości jego ustaleń nikt nie podważał. BND teraz zaprzecza. Ale co mają innego powiedzieć?

- Jeszcze raz - Roth twierdzi, że w dokumentach są nazwiska odpowiedzialnych za zamach.

- Nazwisko tej osoby było już wskazywane. Miała to być osoba, która po 10 kwietnia miała uciec z Rosji do Izraela.

- Skoro zbiegł, zamach był przeprowadzony bez wiedzy i zgody Putina?

- Abyśmy się kiedyś dowiedzieli, co się tak naprawdę stało w Smoleńsku, muszą wystąpić dwa czynniki - zmiana władzy w Polsce i Rosji.

- W co grają niemieckie służby? Po co był im potrzebny raport? Po co wyciekł?

- Nie podejrzewam Rotha, żeby był człowiekiem BND. Ale jest pytanie o wiarygodność jego źródeł.

- Mógł zostać sprowadzony na manowce?

- Nie przepuszczam. To doświadczony dziennikarz, który potrafi zweryfikować źródła.

Polecamy: Prokuratura o stengoramach ze Smoleńska: Są nieścisłości

Zobacz: Leszek Miller: to czego się dowiedzieliśmy jest przygnębiające