Cezary Gmyz

i

Autor: Piotr Grzybowski

Cezary Gmyz: Nie grzebmy w czerwonych życiorysach

2013-02-05 3:00

Czy Polacy powinni znać życiorysy przodków osób z życia publicznego - głos Cezarego Gmyza.

"Super Express": - Czy społeczeństwo polskie powinno mieć wiedzę o tym, kim byli rodzice osób publicznych? Polityków, dziennikarzy, sędziów...

Cezary Gmyz: - Jeśli ktoś chce funkcjonować w sferze publicznej, powinien być jak żona Cezara. Nie rozumiem tej lewicowej wrzawy, że nie należy grzebać w życiorysach. To sformułowanie pałka ma zniechęcić ludzi do interesowania się tym, kto jakie ma korzenie.

- Pana zdaniem Polaków to interesuje?

- Polacy są zainteresowani przeszłością. To, że ktoś jest synem funkcjonariusza SB, może mieć wpływ na jego zachowanie czy poglądy. Nie ma nic nagannego w sprawdzaniu pochodzenia. Baracka Obamę sprawdzono do jego przodków, których przywieziono jako niewolników z Afryki. Podobnie wiemy wszystko o korzeniach dziennikarek Oprah Winfrey czy Oriany Falacci. Awantura, jaka wybuchła po tym, gdy ujawniłem, kim była matka sędziego Tulei, jest spowodowana strachem przed ujawnieniem pewnych faktów z życiorysów niektórych osób publicznych. Spora ich część nie ma żadnych powodów do dumy z tego, czym zajmowali się ich rodzice.

- Możemy je potępiać za to, kim byli ich rodzice?

- Na pewno możemy oceniać je w tym kontekście. Sędzia Tuleya w uzasadnieniu wyroku w sprawie dr. G. wybielił służbę bezpieczeństwa z lat 70. i 80. Poniekąd wybielał działalność swojej matki, która była funkcjonariuszką SB i m.in. zajmowała się inwigilacją opozycji.

- Na ile szeroka powinna być więc ta wiedza? Do którego pokolenia sięgać?

- Ja się swoich przodków nie wstydzę. Mój dziadek był w Wehrmachcie, a potem uciekł do Andersa. Drugi był w Batalionach Chłopskich. Nie wstydzę się też rodziców ani pradziadków. Nie jestem w stanie zmienić ich życiorysów i na pewno nię będę ich wybielał.

- W ostatnich dniach wypominano pochodzenie Konstantemu Gebertowi.

- Cieszę się, że Konstanty Gebert przeprosił profesora Krasnodębskiego za to, że przypisał mu nie jego słowa. Gebert jest synem agenta sowieckiego, a zabrał głos w sprawie katastrofy smoleńskiej.

- Przyznał jednak, że informowanie o rodzicach osób ubiegających się o stanowiska publiczne nie jest czymś niewłaściwym.

- Ale cała masa osób w życiu publicznym starannie ukrywa swoje pochodzenie. A gdy ktoś zaczyna się tym interesować, rozkręcana jest nagonka. Kiedy Lech Wałęsa wytykał Sławkowi Cenckiewiczowi, że jego dziadek był w SB, nie słyszałem głosów oburzenia w lewicowych mediach. Kiedy na podstawie plotek pisano o Rajmundzie Kaczyńskim, Tomasz Lis zapewniał, że wszystko jest w porządku. Tak naprawdę chodzi tylko o to, aby nie grzebać w życiorysach osób, których przeszłość jest czerwona. Również od krwi.

Cezary Gmyz

Dziennikarz tygodnika "Do Rzeczy"