"Super Express": - Jest pan zadowolony z tego, jak radzi sobie w kampanii kandydat PO?
Jarosław Gowin: - Większość sondaży pokazuje, że ma szanse wygrać nawet w pierwszej turze, więc trudno kwestionować, że jest dobrym kandydatem.
- Do końca kampanii jest dużo czasu, żeby zaliczyć jeszcze kilka wpadek. Nie ma pan wrażenia, że pod presją mediów marszałek się gubi?
- Zdecydowanie nie. Podejmuje wiele decyzji, część oczywistych, część kontrowersyjnych. Znalazł się też w szczególnej sytuacji, w której nie był żaden polityk po 1989 roku. Kilka funkcji naraz powoduje wiele napięć i uniknięcie wpadek graniczyłoby z cudem.
- Marszałek Sejmu czerpiący wiedzę o instytucjach państwa z Wikipedii musi jednak budzić zażenowanie...
- W kampanii, w takim tempie i okolicznościach, kandydaci i sztaby popełniają błędy. Także takie jak ten. Polityków ocenia się jednak po skutkach działań.
- Komorowskiemu zdarzały się wpadki już wcześniej. W "gabinecie cieni" PO przygotowywano go do roli szefa MSZ. Wycofano się z tego po tym, gdy zaczął opowiadać o Norwegii jako kraju UE. Może to nie wpadki, ale w pewnych dziedzinach po prostu brak kompetencji?
- Kompetencje Komorowskiego w dziedzinie spraw zagranicznych są na pewno nie mniejsze niż Kaczyńskiego. Jego doświadczenie w funkcjonowaniu w ramach administracji państwowej pozwala mi patrzeć na przyszłą prezydenturę bez obaw. Nieprzypadkowo popierałem jednak w prawyborach Radosława Sikorskiego, gdyż ani Komorowski, ani Kaczyński nie są specjalistami od spraw międzynarodowych.
- Był jeszcze Marek Belka jako wiceszef ONZ. Nie obawia się pan, że podobne wpadki - już w roli prezydenta - zaszkodzą PO, a nawet Polsce?
- Będąc prezydentem działa się z większym spokojem, mając do dyspozycji odpowiedni sztab profesjonalistów. To pozwala unikać istotnych wpadek, charakterystycznych dla czasu kampanii prezydenckiej czy parlamentarnej. Z Komorowskiego jako prezydenta na pewno będziemy dumni.
- Pojawiły się jednak zarzuty, że jest niesamodzielny, że wykonuje dyrektywy Tuska. Sprawia też nieco sztuczne wrażenie, gdy prezentuje teksty przygotowane przez ekspertów od wizerunku.
- Wszyscy, którzy twierdzą, że Komorowski jest czy będzie zależny od Tuska, już nazajutrz po wyborach mogą mocno się zdziwić. I każdy rozsądny polityk, a tym bardziej w kampanii, musi się słuchać swojego sztabu. I porównując kandydatów, o wiele bardziej wyprofilowanym przez specjalistów od marketingu politycznego jest w tej kampanii Jarosław Kaczyński. Jego zmiana jest przecież zdumiewająca.
- Ta zmiana może być jednak logiczna. Po ludzku - pod wpływem tragedii. I politycznie - PiS musiał się zmienić, by odzyskać zdolność koalicyjną.
- Nie wykluczam, że ta zmiana może być autentyczna. Czekam jednak, aż potwierdzi się to szeregiem konkretnych działań. Wypowiedzi w trakcie kampanii to zbyt mało.
- W ostatnim czasie znów głośno o tarciach w koalicji z PSL.
- Powody tego niezadowolenia są dziś dwa. Pierwszy - wicepremier Pawlak jest jednym z kandydatów i musi być widoczny, walcząc o jak najlepszy wynik, zwłaszcza w perspektywie wyborów samorządowych. I drugi - rzeczywiście więcej rzeczy mogłoby być konsultowanych z PSL. Ludowcy od ponad dwóch lat są lojalnym koalicjantem. Umiarkowanym i przewidywalnym. I warto cenić tę współpracę.
- A może nielojalna jest Platforma? Premier Pawlak nie wszedł do Rady Gospodarczej przy premierze Tusku, choć jest ministrem gospodarki. O wielu posunięciach PO ludowcy dowiadują się z mediów...
- Rozumiem, że Donald Tusk dobrał sobie w Radzie po prostu krąg osobistych doradców o liberalnych rynkowo poglądach. To kwestia do rozstrzygnięcia między Tuskiem i Pawlakiem. Nad krytycznymi uwagami PSL kierownictwo PO powinno się jednak zastanowić.
- W przypadku Marka Belki zdziwienie budzi nie tylko brak rozmów z PSL, ale konsultacje z wewnętrzną opozycją w SLD. Szef Sojuszu nie miał o tym pojęcia.
- Nic nie wiem o konsultacjach, poza medialnymi przypuszczeniami. W przypadku Belki broniłbym jednak marszałka Komorowskiego. Wcześniej przedłożył PSL dwie inne kandydatury, które odrzucili. Osobiście nie widzę możliwości zmiany koalicjanta. W tej czy następnej kadencji koalicja z SLD byłaby dla zbyt wielu polityków PO, ze mną na czele, nie do przyjęcia.
- Podchody pod Cimoszewicza, Belkę i Hausnera świadczą o tym, że jak najbardziej do przyjęcia.
- Ani Cimoszewicz, ani Belka, ani Hausner nie należą do SLD...
- A Urban nie należał do PZPR.
- Współpraca z konkretnymi osobami, których kwalifikacje można docenić nawet różniąc się politycznie, jest czym innym niż zawieranie koalicji z całym SLD. Pod ręką Grzegorza Napieralskiego nie tylko mocno skręcił w lewo, ale odgrzewa sentymenty PRL-owskie. To jakiś paradoks, bo pokolenie 30-latków powinno być od nich wolne. Oczywiście wolałbym, aby PO poszerzała się raczej na prawo, ale pozyskiwanie pojedyńczych polityków z centrolewicy, to jeszcze nie powód do bicia na alarm.
- Pojawiają się też opinie o "wielkiej koalicji" PO i PiS. Wbrew pozorom programowo dzieli was niewiele. Podział wydaje się taktyczny...
- W 2005 r. te różnice rzeczywiście były kreowane przez kierownictwa obu partii. Od tamtej pory sytuacja jednak się zmieniła. Konflikt zszedł na dół. I dziś polityków PiS i Platformy różni o wiele mniej niż wyborców obu tych partii.
- Można odnieść wrażenie, że więcej różnic jest między politykami PO. W regionalnych wyborach w Małopolsce pozbyliście się właśnie osoby narzuconej przez Warszawę...
- Platforma jest dużą partią o zróżnicowanych poglądach. Konserwatyści rządzą sześcioma regionami w kraju. I rzeczywiście Róża Thun została "przywieziona z Warszawy" przed wyborami do Europarlamentu. Małopolska jest zaś dużo bardziej konserwatywna i kiedy decydowały demokratyczne procedury, a nie odgórne nakazy, okazało się, że to środowisko wpływowe.
- Kiedyś na większość mógłby liczyć Jan Rokita. Brakuje go panu w polityce?
- Nie tyle mnie, co wszystkim. Polska traci na nieobecności polityka może kontrowersyjnego, ale o wybitnym intelekcie i dużej odwadze pójścia pod prąd oczekiwaniom opinii publicznej.
- Szedł też pod prąd oczekiwaniom Donalda Tuska. Czy po konflikcie z premierem ma szansę wrócić? A może przeszkadza złe wrażenie po awanturze w Lufthansie?
- W pierwszym rzędzie stoi na drodze raczej aktywność jego małżonki w partii konkurencyjnej wobec PO. Mam nadzieję, że Jan Rokita nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w polityce.
- Mówiąc o różnicach, myślę też o Januszu Palikocie i panu. Niedawno zdecydowanie wygrał wybory na szefa lubelskiej PO. I to Palikot, a nie pan spotyka się prywatnie z Komorowskim czy z Tuskiem. Realne wpływy w partii to jednak on?
- Janusz Palikot jest serdecznym przyjacielem Bronisława Komorowskiego i powiem z przekąsem, że akurat nie za to cenię marszałka. Zaś jego rzekome kontakty z Tuskiem to legenda. Janusz Palikot umie też zabiegać o swoje zaplecze. Lubelska PO będzie jednak długo płacić cenę za ten niewłaściwy wybór.
- Po aferze hazardowej to pan i konserwatyści mieli być twarzą PO. I zrezygnowano z tego pomysłu.
- Mam takie poczucie, że byliśmy potrzebni w chwili kryzysu jako najbardziej wiarygodna na zewnątrz część PO. Gdy przychodzi do wyciągania partii z tarapatów, to wysyła nas się na pierwszą linię. Gdy przychodzi do dzielenia stanowisk, to się o nas zapomina...
- Donald Tusk mówił w wywiadach, że nie było żadnej afery hazardowej, tylko prowokacja CBA. Pan też powie, że nie było afery?
- Premier zrobił dla samooczyszczenia PO więcej niż jakikolwiek partyjny lider w Polsce po 1989 r. Natomiast afera hazardowa w oczywisty sposób była, choć obciąża polityków różnych partii. Także PO i nie wolno nam bagatelizować skali moralnej korozji naszych szeregów.
- Drzewiecki wrócił do polityki...
- Politycy, którzy mieli tak bliskie kontakty z osobami pokroju Sobiesiaka, powinni zniknąć ze sceny politycznej.