"Super Express": - Jak pan to ujął, ma pan w d... postulaty związkowców dotyczące form zatrudnienia. Takie podejście gwarantuje spadek bezrobocia?
Cezary Kaźmierczak: - Pomysły związkowców dadzą podwojenie stopy bezrobocia.
- A pański pomysł na to, żeby bezrobocie spadało?
- Polska ma doświadczenie w tym zakresie. Wystarczy wrócić do wolności gospodarczej z początku lat 90. Dała znaczny wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym.
- Teraz nie ma wolności gospodarczej?
- Według Ministerstwa Gospodarki przedsiębiorca ma 3600 obowiązków informacyjnych. Poświęca 2 miesiące rocznie, licząc 40 godzin tygodniowo, na biurokrację. Zdaniem Banku Światowego mamy jeden z najbardziej opresyjnych systemów podatkowych.
- Co do biurokracji to prawda. Co jednak z relacjami między pracownikiem a pracodawcą?
- Polski Kodeks pracy powstał w latach 70. i odpowiada warunkom wielkich państwowych molochów. Sądzę, że pan Duda chce, aby relacje z przedsiębiorstw państwowych przekładać na relacje w małych i średnich firmach. Tu stosunki są zupełnie inne.
- Rozumiem, że takim rozwiązaniem z molochów jest płaca minimalna?
- Płaca minimalna to absurd. Prowadzi do tego, że najsłabiej wykształceni, młodzi i bez doświadczenia z małych miast nie mają żadnej pracy. Płaca minimalna szkodzi właśnie im, a nie krwiopijcom kapitalistom.
- Tyle że eksperci ONZ i Instytut Pracy i Polityki Społecznej podkreślają, że nie ma bezpośredniej relacji między wysokością płacy minimalnej a wzrostem bezrobocia. Alternatywa: niska płaca albo bezrobocie jest więc fałszywa. Także KE w swojej strategii wzrostu zatrudnienia oprócz korzyści społecznych podkreśla korzyści ekonomiczne z płacy minimalnej. Pobudza popyt, a więc nakręca gospodarkę.
- To kompletna bzdura. Czytałem w rządowym raporcie, że podnoszenie kosztów pracy nie prowadzi do wzrostu bezrobocia. Dane Ministerstwa Pracy pokazują, że podniesienie składki rentowej doprowadziło jednak do utraty pracy przez 180 tys. ludzi.
- Ja widzę co innego. W Polsce godzina pracy pracownika ze wszystkimi obciążeniami kosztuje 7,1 euro. W Norwegii - 44,2, w Belgii - 39,3, a w Danii - 38,6 euro. Nie zauważyłem, żeby w tych krajach bezrobocie wzrosło dramatycznie, nawet w kryzysie. Problem leży więc gdzie indziej.
- W Skandynawii nie mieli 50 lat komunizmu i istnieją tzw. stare pieniądze. W Polsce mamy pierwsze pokolenie, które pieniądze może zarabiać i budować kapitał. To nieporównywalne rzeczywistości.
- Dobrze, to może trzeba uzależnić koszty pracy od dochodów firmy? Jeśli są niskie, pracodawca płaci mniej. Jeśli wyższe, pełną stawkę.
- Po odliczeniu wszystkich pozapłacowych kosztów pracy pracownik dostaje do ręki 27 proc. tego, co wypracuje. Mnie za komuny uczono, że w czasach feudalizmu wyzyskiem było zabieranie 1/10 zarobków. Dziś państwo zabiera pracownikowi 2/3 pensji! To rozbój w biały dzień.
- Postuluje więc pan, żeby pracodawca w ogóle nie odprowadzał składek za pracownika?
- Postulujemy, żeby rząd radykalnie obniżył koszty pracy. Ubytki z tego tytułu powinien wziąć z podatków konsumpcyjnych, opodatkowania kapitału. To mniej szkodliwe.
- Pracownik na tym nie straci?
- Zapłacą ci, którzy konsumują. Kto oszczędza, ten zyska.
- Z czego niby ma oszczędzać, skoro płaca minimalna to 1196 zł netto?
- To jest ponad 2000 zł ze wszystkimi kosztami. Do czego pan w ogóle zmierza? Przecież nikt w Warszawie nie pracuje na płacy minimalnej. To dotyczy małych miejscowości.
- Trochę pan nie zna rzeczywistości. Proszę spytać pracowników warszawskich hipermarketów, ile zarabiają...
- OK, to ja muszę już kończyć, zaczyna mi się konferencja prasowa. Proszę zadzwonić później. (Mimo wielokrotnych prób skontaktowania się, telefon pana Kaźmierczaka nie odpowiadał - przyp. red.).
Cezary Kaźmierczak
Prezes Związku Pracodawców Polskich