Były premier podkreśla jednocześnie, że bez wspólnego działania, opozycja nie ma szans na sukces. - Uważam, że zjednoczenie opozycji jest warunkiem koniecznym do pokonania PiS.
Kamila Biedrzycka: Podczas prounijnej manifestacji w Warszawie Robert Bąkiewicz i narodowcy zagłuszali polski hymn i weterankę Powstania Warszawskiego, Wandę Traczyk-Stawską. Co się z nami stało, że w ogóle dopuszcza się do takich sytuacji?
Włodzimierz Cimoszewicz: Nie powiedziałbym „co się z nami stało”, tylko „co się stało z częścią tzw. klasy politycznej, z polską skrajną, PiS-owską prawicą”. To, co wyprawiają ci bojówkarze niestety kojarzy się jak najgorzej. Mnie, już od lat, przypomina to bojówki faszystowskie, III Rzeszy. Było dokładnie tak samo – najpierw powstała tzw. SA, która krzyczała, siała nienawiść, wybijała szyby, biła ludzi itd. I niestety w ostatnim czasie w Polsce te bojówki uzyskują już nie tylko polityczne poparcie ze strony rządzących, ale także znaczące poparcie finansowe.
- 3 mln zł z Funduszu Patriotycznego powstałego z inicjatywy Piotra Glińskiego.
- Tak. To jest przygnębiające świadectwo wyjątkowej głupoty, braku wyobraźni i chyba jednak złej woli. Bo jeśli ktoś w sensie materialnym uzbraja te bojówki, to do czegoś ma to służyć (…) powinniśmy się czuć zaalarmowani, powinniśmy się temu sprzeciwiać, ci, dla których cenne są zasady państwa demokratycznego, tolerancyjnego i otwartego społeczeństwa. Ale jednocześnie nie wyolbrzymiajmy i nie dodawajmy znaczenia tym ludziom. Dla mnie jednak to jest ciągle margines.
- Niedzielne manifestacje to jednorazowy zryw, czy początek jakiegoś szerszego obywatelskiego działania?
- To nie jest jednorazowe wydarzenie. Sprzeciw wobec tego, co się dzieje w Polsce, wobec łamania prawa i naruszania demokracji utrzymuje się i od czasu do czasu daje o sobie znać w postaci manifestacji. Problem polega na tym, że ogromna część myślących w ten sposób ludzi to są inteligenci. To nie są ludzie skłonni do ciągłych manifestacji czy radykalnych zachowań. Ale opór będzie. Zaniepokojenie rosnącym prawdopodobieństwem wyprowadzenia Polski z Unii będzie się rozszerzało i ten opór będzie narastał także w innych środowiskach.
- „Polexit to fake i urojenia nieudolnej opozycji” – mówią politycy partii rządzącej i dodają, że Unia rozszerza swoje kompetencje pozatraktatowo.
- To jest kłamstwo. (…) Każdy wstępując do jakiejś organizacji międzynarodowej, podpisując umowę, rezygnuje z części swojej suwerenności. Na tym to właśnie polega. Jeśli wstępuję do jakiejś organizacji, to uznaję zasady jej działania i kompetencje jej organów, muszę się im podporządkować. To moja suwerenna decyzja, nikt mnie do niej nie zmusza (…) Jeśli Trybunał Konstytucyjny – w którego niezależność nie wierzę – twierdzi, że szereg przepisów europejskich traktatów jest niezgodnych z polską konstytucją, to tego się nie da pogodzić z członkostwem w Unii. Nie można być członkiem organizacji i nie uznawać jej istotnych elementów konstrukcyjnych, w tym konstrukcji prawnej. W tym sensie PiS wyprowadza Polskę z Unii Europejskiej.
- W niedzielę po raz kolejny zobaczyliśmy brak jedności na opozycji. To efekt złej polityki Donalda Tuska, czy małostkowość liderów pozostałych partii?
- Na tej niedzielnej nieobecności w Warszawie najwięcej stracili nieobecni. Nie wiem co Tusk próbuje robić żeby się szerzej porozumieć, ale czasem mam wrażenie, że buduje konstrukcje, które nie są pełne. A zawsze największa odpowiedzialność spoczywa na najsilniejszym – za mądre inicjatywy i dobry sposób ich realizowania. I to adresuję do Tuska: powinien się bardziej starać, żeby uzyskać szerokie porozumienie. Uważam, że zjednoczenie opozycji jest warunkiem koniecznym do pokonania PiS.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka