Europoseł KO Leszek Miller 1 maja postanowił wrócić do przeszłości. I choć wielkich pochodów pierwszomajowych w obronie ludzi pracy z uwagi na pandemię w tym roku nie było, to były premier pojechał do rodzinnego Żyrardowa by powspominać czasy, kiedy jako robotnik pracował w tamtejszych zakładach lniarskich. - Przeszedłem się ulicami Żyrardowa i powspominałem w święto pracy czasy, kiedy tu mieszkałem i pracowałem. Później wstąpiłem do jednej z lodziarni i zjadłem świetne lody o smaku bakaliowo - miętowym. Były świetne – powiedział nam Leszek Miller.
Były premier tego dnia urządził sobie godzinny spacer ulicami Żyrardowa. Z sentymentem wspominał czasy, kiedy chodził tu do przedszkola, szkoły, a później do pracy. To tu również umawiał się na randki ze swoją przyszłą żoną, Olą.
Państwo Millerowie małżeństwem są od 50 lat, jednak jak zaznacza były szef rządu, poznali się kilka lat wcześniej na potańcówce w zespole szkół zawodowych w Żyrardowie.– Klasa mojej żony organizowała wieczorek taneczny. Zostałem zaproszony wraz ze swoim bratem ciotecznym, mieliśmy magnetofon marki „Melodia”. Ważył ze 20 kg! Ja miałem pod pachą najnowszą płytę Beatlesów. Od razu zobaczyłem taką dziewczynę, co siedziała na wprost mnie ze swoimi koleżankami – opowiadał nam o pierwszym spotkaniu z przyszłą żoną Miller.Płyta kultowego zespołu zainteresowała dziewczynę. Para pobrała się 19 kwietnia 1969 roku.Nie ukrywa, że gdy on zajmował się polityką, żona zajmował się domem.– Cały trud prowadzenia domu, wychowywania naszego syna spoczywał na barkach mojej żony, która cały czas pracowała, była aktywna zawodowo i wszystko to uniosła z powodzeniem – przyznaje Miller.