Opinie w Super Expressie. Dr Rafał Chwedoruk: Byle nic nie robić

2014-10-03 4:00

- Jeśli PO utrzyma się przy władzy jako główna siła, która może podyktować osobę premiera nowej koalicji, to oczywiście Ewa Kopacz będzie tym premierem i jednocześnie niekwestionowanym liderem PO, a wybory wewnątrz partii będą miały raczej charakter spektaklu aniżeli realnej walki o władzę - mówi w rozmowie z Super Expressem dr Rafał Chwedoruk.

"Super Express": - Jak pan sądzi, jakie cele postawiła sobie Ewa Kopacz, wygłaszając swoje exposé? Czy rzeczywiście mierzy już w następną kadencję, czy próbuje jedynie jakoś przetrwać najbliższy rok?

Dr Rafał Chwedoruk: - Jedno równa się drugiemu. Przetrwanie tego roku powinno przełożyć się na wynik wyborczy, który otworzy drzwi do kontynuowania jej misji. Jeśli PO utrzyma się przy władzy jako główna siła, która może podyktować osobę premiera nowej koalicji, to oczywiście Ewa Kopacz będzie tym premierem i jednocześnie niekwestionowanym liderem PO, a wybory wewnątrz partii będą miały raczej charakter spektaklu aniżeli realnej walki o władzę. Tak naprawdę nie powinniśmy w ogóle brać tego exposé na poważnie i traktować go jako wieloletni plan. Sytuacja gospodarcza i sytuacja międzynarodowa są jedną wielką niewiadomą i dzisiejsze szumne obietnice są jeszcze mniej warte niż te same szumne obietnice składane jeszcze kilka lat temu

- Ewa Kopacz część tych obietnic rozpisała na lata. To rodzaj przekazu podprogowego dla wyborców, że tak naprawdę nie pozbędziecie się mnie za rok i chcąc, nie chcąc, zagłosujecie na mnie?

- To raczej sygnał, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. To jest absolutny banał. Jeśli mielibyśmy napisać treść takiego wystąpienia, to dokładnie tego typu obietnice tam powinny paść. Wyborcy są bardzo rozczarowani względem polityków, nie biorą tego wszystkiego na serio. O wyniku wyborów rozstrzygają żelazne elektoraty, więc w tego typu wystąpieniach chodzi o to, żeby nie powiedzieć niczego, co mogłoby zostać wykorzystane w czasie wyborów przez opozycję. Więc dobra obietnica to taka, która nie będzie zupełnie zwariowana, zupełnie oderwana od realiów, natomiast będzie taką, której nie można rozliczyć przez najbliższy rok. Będzie można mówić tak, ale to jest plan kilkuletni. Jednocześnie musi to być taka obietnica, która w wymiarze systemu wartości nie będzie możliwa do podważenia przez opozycję - np. z wyjątkiem garstki fundamentalistycznych liberałów któż inny nie chciałby rozwoju sieci kolejowej. Zresztą jej kłopoty są widoczne gołym okiem. I tak samo z innymi obietnicami w tej sprawie, w której ryzyko narażenia się opinii publicznej było największe - w sprawie Ukrainy - w zasadzie nic nie padło.

- Rzeczywiście było to trochę miganie się. Dużo ogólników i odsyłanie do Grzegorza Schetyny, który ma się niedługo wypowiedzieć w tej sprawie.

- Można było powiedzieć tylko dwie rzeczy. Albo że w dalszym ciągu będziemy brnąć w ten konflikt i wzmacniać poparcie dla Ukrainy, stymulować asertywność UE. Albo można było powiedzieć odwrotnie, że będziemy - mówiąc symbolicznie - iść drogą Słowaków, Czechów, Węgrów itd. A więc raczej martwić się przede wszystkim o stan polskiej gospodarki, o nasze bezpieczeństwo, że będziemy bardziej asertywni wobec nowych władz Ukrainy. Nic takiego nie padło, a więc była to ucieczka od tematu.

- Asekuracja ponad wszystko?

- W tym momencie rząd musi być bardzo ostrożny. A jak ktoś jest bardzo ostrożny, to ma mniej możliwości docierania do opinii publicznej. Mówiąc w skrócie, jeśli to exposé miało w ogóle coś udowodnić, to to, że mamy do czynienia z rządem przejściowym, tymczasowym, którego działaniami komentatorzy ani opozycja nie powinni się do końca przejmować. Nawet gdyby to exposé było zupełnie inne i padły tam jakieś wiążące obietnice, to i tak kalendarz wyborczy zweryfikowałby to bardzo szybko. Powiedziałbym, że to jest takie przysłowiowe robienie z igły wideł, bez większego znaczenia politycznego.

Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Polską wstrząsnęły dwie kobiety, choć jedna to jednak feministka

- I bez większego przełożenia na opinię publiczną.

- Oczywiście, to zresztą kontynuowanie linii Donalda Tuska z ostatnich miesięcy, który bardzo wyraźnie zaordynował to, że PO nie będzie już robić nic do wyborów parlamentarnych. Poniosła bowiem zbyt wiele strat, by znów podjąć ryzyko konfrontacji z istotną częścią opinii publicznej. Będzie pozować na partię wrażliwą społecznie, by skutecznie zacierać stereotyp beztroskich liberałów.

- Kiedy Donald Tusk w sierpniu ogłaszał program socjalny dla Platformy, rozmawialiśmy o tym, że oto PO boi się SLD i przepływu elektoratu do partii Leszka Millera. Kopacz kontynuuje ten plan?

- Ten rząd marzy o ataku z prawej strony, by znów znaleźć się w stanie konfrontacji z PiS. Natomiast rząd musi uważać na lewą stronę sceny politycznej. Zwłaszcza bowiem na poziomie samorządów może dojść do lokalnych migracji elektoratu w stronę SLD. Miało to zresztą miejsce w wyborach samorządowych w 2010 roku. Ewa Kopacz w żadnym razie nie może sobie teraz pozwolić na gwałtowny zwrot ku silnie konserwatywnym hasłom kulturowym i nadmierną rynkowość w kwestiach gospodarczych. W tym kontekście ostrożność w sprawie Ukrainy jest bardzo znamienna, bo nie ulega wątpliwości, że to po lewej stronie najwięcej wyborców wykazuje dystans wobec polskiego zaangażowania po stronie nowych władz w Kijowie.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail