- Otworzyłam restaurację 1 lutego ubiegłego roku. Według rządu działam zbyt krótko, żeby otrzymać od państwa pomoc finansową – opowiada w rozmowie z „Super Expressem” Iza Nowak, właścicielka włoskiej restauracji w Koszalinie (woj. zachodniopomorskie). - Jedynym ratunkiem dla mojej firmy jest jej otwarcie. Tak zrobię mimo zakazów, nie mam innego wyjścia – dodaje zdesperowana kobieta. Na podobne kroki decydują się właściciele firm z poszkodowanych branż w całej Polsce. Mimo grożących za to kar. Zbuntowani przedsiębiorcy 18 stycznia zainaugurowali nawet akcję „otwieraMY”, powstała nawet specjalna mapa otwartych lokali.
Co będzie dalej? - Chciałbym, aby te branże były otwarte jak najszybciej. W ciągu najbliższych 10 dni będziemy chcieli opracować z tymi branżami protokoły funkcjonowania w pandemii. W lutym - ale trudno mi powiedzieć, od którego lutego - będziemy chcieli te protokoły wdrażać w życie – przekazał na początku tygodnia premier Mateusz Morawiecki (53 l.). Jak podkreślał, wszystko będzie zależało od sytuacji epidemiologicznej. - Mając na uwadze to, jak zachowuje się nowa mutacja koronawirusa, musimy zachować dużą elastyczność reagowania. Stąd też tak ważne jest to, żeby wszyscy trzymali się obostrzeń – dodawał.
Iza Nowak, właścicielka restauracji Buongiorno w Koszalinie
- Otworzyłam restaurację 1 lutego ubiegłego roku. Według rządu działam zbyt krótko, żeby otrzymać od państwa pomoc finansową. Musiałam zwolnić część załogi, a tym co zostali wypłacam codziennie wynagrodzenie. Jedynym ratunkiem dla mojej firmy jest jej otwarcie. Tak zrobię mimo zakazów, nie mam innego wyjścia.