"Super Express": - Według Sądu Okręgowego w Olsztynie sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne", które pojawiło się w niemieckim wydaniu "Focusa", nie naruszyło dóbr osobistych więźniarki niemieckich obozów. Jak pan, były minister sprawiedliwości, ocenia ten wyrok?
Jarosław Gowin: - Jestem nim bardzo rozczarowany. Sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne" wymyślono na początku lat 50. w zakonspirowanej komórce wywiadu Niemieckiej Republiki Federalnej (nazwa państwa zachodnioniemieckiego do 1973 roku - red.). Na czele komórki stał były oficer SS. Chodziło o zdjęcie z Niemców odpowiedzialności za Holocaust i nazistowskie zbrodnie. Jak widać, plan ten jest realizowany w zachodnich mediach.
- A na ile taka retoryka trafia do obywateli?
- Niestety, dziś wielu ludzi w Stanach Zjednoczonych, Japonii czy Europie Zachodniej, rozmawiając o II wojnie światowej, twierdzi, że skoro obozy znajdowały się na terenie Polski, to znaczy, że za Holocaust odpowiadają Polacy, a w najlepszym razie jacyś nieokreśleni naziści. O Niemcach, rzeczywistych sprawcach, nie ma ani słowa.
Zobacz też: Jarosław Gowin w "Super Expressie" Możliwe działania zza granicy.
- Olsztyński sąd w uzasadnieniu przyznaje jednak, że mówienie o polskich obozach jest niedopuszczalne. Jednocześnie powództwo oddala w całości, gdyż według sędziów tekst niemieckiej gazety nie naruszał dóbr osobistych byłej więźniarki...
- To klasyczne działanie na zasadzie Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Po pierwsze, pani Luberda była jako dziecko więźniem obozów w Toruniu i Potulicach. A więc artykuł, choć nie bezpośrednio, też jej dotyczył. Jestem też przekonany, że jeśliby sprawa toczyła się przed niemieckim sądem, to z całą pewnością sędziowie stanęliby po stronie własnych obywateli. Jest tak chociażby w sprawach rodzinnych. W przypadku małżeństw mieszanych sądy niemal zawsze przyznają prawo do opieki nad dzieckiem rodzicom niemieckim.
- Wróćmy jednak do sformułowania o "polskich obozach". Pełnomocnik Janiny Luberdy zapowiada apelację. A co w sprawie tak skandalicznego wyroku może zrobić minister sprawiedliwości?
- Niestety, minister sprawiedliwości nie może zrobić nic także w sytuacji, gdy wyrok jest prawomocny. Wynika to z tego, że w naszym kraju niezawisłość sądów rozrośnięta jest do granic absurdu. Stała się karykaturą, a kontrola społeczna nad sądami jest fikcją. Po prostu - sądy mogą wszystko i czują się bezkarne. Obóz zjednoczonej prawicy proponuje, by w przypadkach takich jak ten olsztyński minister sprawiedliwości mógł złożyć tzw. kasację nadzwyczajną do Sądu Najwyższego. Niestety, w tej chwili takiej możliwości minister nie ma.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail