Wszystko zaczęło się od niepodziewanego uderzenia w Beatę Szydło przez wybitnego polskiego aktora - Krzysztofa Kowalewskiego. - Bardzo się ucieszyłem, kiedy pani Szydło przestała być premierem - przyznał z rozbrajającą szczerością. - Bo jej tembru głosu to już w ogóle nie byłem w stanie znieść. Ona mówiła, jakby ją coś wiecznie bolało. Od samego słuchania można się było rozchorować - drwił aktor. Po tym brutalnym ataku na odsiecz Szydło rzucił się Bartosz Kownacki. Były wiceszef MON zrobił jednak koleżance niedźwiedzią przysługę, bo zaliczył kompromitującą wpadkę. - Pan Krzysztof Kowalewski utwierdził mnie tylko w przekonaniu o upadku elit. Otóż nie liczy się to, kto co robi i jakim jest człowiekiem, ale jak wygląda i jaki ma tempr głosu ... - napisał na Twitterze, zapominając chyba, że nie pisze się "tempr", tylko 'tembr".
ZOBACZ TAKŻE: ZAWIERUCHA pod domem Kaczyńskiego! Przyszli rozmawiać o KOALICJI [WIDEO]
Internauci byli bezlitośni i pogonili byłego podwładnego Macierewicza do nauki. - Liczy się też to, czy uważało się na lekcjach języka polskiego w podstawówce i wie się (albo się nie wie), że głos ma "tembr", a nie "tempr" - komentował jeden z nich. Wstydliwa wtopa Kownackiego nie uszła też uwadze dziennikarzy. "Tempr? Od tempora? Czy od czego?" - dopytywała Dominika Długosz. Także nasz redakcyjny kolega Łukasz Maziewski szybko wyłapał błąd. "Tembr, panie pośle. Tembr" - dał lekcję języka polskiego politykowi PiS.