Poseł Jan Mosiński (PiS) stwierdził, że „jest ponad 100 tys. miejsc więcej w skali całego kraju niż absolwentów gimnazjów i szkół”. Inaczej mówiąc, nie dostało się dziecko do klasy biologicznej w Szczecinie? Jest wolne miejsce na spawacza w Przemyślu. Nie ma sprawy!
Mam nadzieję, że zgodnie z tą logiką władze PiS wystawią kiedyś pana Mosińskiego na sołtysa jakiejś wsi, odmawiając mu miejsca na liście do Sejmu. W polityce jest 100 tys. miejsc pracy, nie zawsze musi być akurat to wymarzone.
Senator Waldemar Bonkowski (PiS) dorzucił, że „dla uczniów ambitnych niedostanie się do renomowanej szkoły nie powinno stanowić przeszkody”, „można się uczyć w domu” i „to nie zamyka drogi do lepszych studiów”. Zastanawiam się, skąd pan senator to wie? Pan Bonkowski nigdy do nauki się nie rwał. Nawet w domu. Poprzestał na wykształceniu zasadniczym zawodowym. I choć brak wyższego czy średniego wykształcenia to żadna ujma, to nie będąc lekarzem, powstrzymywałbym się przed doradzaniem studentom medycyny, jaką specjalizację i dlaczego powinni wybrać.
Na miejscu senatora Bonkowskiego powstrzymałbym się zaś od udzielania rad 15-latkom, które właśnie mijają go, wchodząc po szczeblach edukacji.
Jest generalnie jakiś problem z wieloma 50–60 latkami, którzy lubią pouczać, jak to było „za ich czasów” i że oni też nie dostawali się do wymarzonych liceów. Otóż było inaczej. Dzisiejsi 50–60-latkowie trafili na czasy rewolucyjne. Rewolucyjne czasy mają do siebie to, że niosą w górę. Niosą ludzi zdolnych, ale niosą także mnóstwo szlamu, który w normalnych czasach nie zostałby nikim istotnym, a w tej sytuacji zostawał prezydentami, premierami, ministrami, gwiazdami mediów i biznesu. Wiem, że pokolenie sukcesu III RP wbite jest w przekonanie, że „wszystko zawdzięcza sobie”, ale to oczywiście g… prawda.
Ze względów zawodowych miałem w ostatnich latach częsty kontakt z grupą dzieci z Lęborka, w wieku 12–15 lat. Tych, z których część właśnie została zrobiona w konia przez polską edukację. Wiele z tych dzieci jest na bez porównania wyższym poziomie niż tabun ludzi polskiej polityki, mediów i biznesu, z którymi przez 30 lat robiłem wywiady. Nie będą jednak mogły osiągnąć tego, co osiągnęli dzisiejsi 50–60-latkowie. Bo nie urodziły się w rewolucyjnych czasach. Tylko w czasach, które w pewnej części spieprzyli im pouczający ich dorośli.