- Czy nie wydaje się panu, że ta zmiana, która się w panu dokonała w ostatnich dniach, jest nieprzekonująca ?
- W ostatnich dniach zmianie uległy tempo kampanii wyborczej oraz emocje. Rosną z każdym dniem. Przez pięć lat realizowałem konsekwentnie swój program, ale nie było o nim tak głośno. Przy każdej możliwej okazji powtarzam, co jest w Polsce konieczne. O tym, że najważniejsza jest rodzina, bezpieczeństwo i konkurencyjność gospodarki. O tym, że są to obszary wzajemnie zależne. O tym, że musimy postawić na innowacje, tworzyć własne wynalazki, a nie tylko produkować cudze. Że od wzrostu gospodarczego zależy nasza przyszłość, a od naszej przedsiębiorczości pozycja Polski. Realizując program Dobry Klimat dla Rodziny, wprowadzałem rozwiązania skierowane do młodych. Mam nadzieję, że to wszystko, jak również projekty nowe, takie jak Praca dla Młodych czy Dobry start dla Młodych, przekonają wyborców do oddania na mnie głosu. Mam też doświadczenie wielu lat pracy parlamentarnej i pracy w rządzie - dzięki temu wiem, jak wypracować to, co najtrudniejsze, czyli zgodę i społeczne poparcie dla określonych projektów. Dokonałem tego, jeśli chodzi o obronność i wokół polityki rodzinnej. Wierzę, że zdołam przekonać różne ugrupowania do programów służących młodym Polakom. 10 maja, w pierwszej turze wyborów, wyborcy wysłali mi wiadomość, że część z nich jest zniecierpliwiona, bo zmiany w Polsce nie idą tak szybko, jakby tego chcieli. I ja ten głos usłyszałem.Nieprzekonujące są dla mnie natomiast obietnice kosztujące ponad 300 mld zł. One oznaczają, że kandydat PiS zamierza sięgnąć głęboko do kieszeni wszystkich Polaków. Ja na to nie pozwolę. Wolę rozwiązywać konkretne problemy Polaków - być może nieco wolniej, ale bez obciążania kosztami zwykłych ludzi.
- Ile razy w ciągu ostatnich pięciu lat wychodził pan z pałacu do ludzi i spotykał się z nimi?
- Nigdy nie byłem zwolennikiem prezydentury "pałacowej". Między innymi dlatego zrezygnowałem z mieszkania w Pałacu Prezydenckim na rzecz skromniejszego Belwederu. W ciągu pięciu lat odbyłem prawie 400 wizyt w całym kraju. Spotykam się z tysiącami Polaków nie tylko w czasie kampanii wyborczej, ale właśnie podczas sprawowania urzędu. Nie w blasku fleszy, ale w codziennych sytuacjach. Dlatego mogę powiedzieć, że naprawdę wiem, jak żyją Polacy, jakie mają problemy, czego oczekują. Znam sytuację miejscowości i regionów. Zdaję sobie sprawę z postulatów grup społecznych - rodzin wielodzietnych, ale i rodzin bezdzietnych, nauczycieli i ludzi młodych, pracowników fizycznych oraz przedsiębiorców, organizacji pozarządowych i wielu innych. Do Pałacu Prezydenckiego zapraszałem nie tylko głowy państw, ale i przedstawicieli różnych środowisk, które chciały rozmawiać o ważnych dla nich sprawach. Dzięki otwartym debatom wiele inicjatyw udało się przekuć w projekty ustaw.
- Czy prospołeczną zmianę wymusiła na panu porażka w I turze? Czemu wcześniej nie chciał pan wprowadzić zasady, że po 40 latach pracy można odejść na emeryturę?
- Mówiłem o tym już w lutym. Zaproponowałem uzupełnienie przepisów w sprawie emerytur dla tych, którzy pracują długo, ciężko, którym brak sił, lub którzy chcą wychowywać wnuki. Ostatnia propozycja to nie żadna zmiana, tylko poprawka. Wciąż wymaga konsultacji z partnerami społecznymi i musi być poddana pod dyskusję. Chcę pokazać, że nie musimy zmieniać wszystkiego, żeby było lepiej! We wprowadzonych rozwiązaniach szukajmy ulepszeń, które nie niweczą pozytywnych skutków reform. Zwłaszcza tych reform, które są konieczne dla Polski. A jeśli chodzi o termin ogłoszenia tej poprawki, to jest on nieprzypadkowy - w ostatnich dniach Komisja Europejska oznajmiła, że zdejmuje z Polski procedurę nadmiernego deficytu, dzięki czemu mogę mieć pewność, że jest pokrycie na jej wydatki. Trochę jak w gospodarstwie domowym, w rodzinie - wszelkie decyzje powinno się podejmować po przeanalizowaniu ich możliwych skutków. Wydatki powinno się planować, mając świadomość, że są na nie pieniądze. Będąc ojcem piątki dzieci, nauczyłem się odpowiedzialności za budżet. Jak każdy rodzic wiem, jak wiele kosztuje niespełniona obietnica.
- Zarzuca pan Andrzejowi Dudzie, że ma nad sobą prezesa, a czy to nie Donald Tusk namaścił pana na prezydenta?
- Przypominam, że o kandydowanie pięć lat temu musiałem stanąć do prawyborczej walki z dzisiejszym marszałkiem Sejmu Radosławem Sikorskim. Natomiast na urząd prezydenta wybrali mnie Polacy. Odniosłem sukces nie dlatego, że mnie ktoś namaścił, ale dlatego, że znam się na polityce, na obronności, że mam wiedzę o sytuacji Polski i wiem, jak przeprowadzać reformy. Moje inicjatywy zdobyły uznanie Sejmu. To mówi samo za siebie.
- Czy obieca pan Czytelnikom "Super Expressu", że będzie pan rzecznikiem podwyższenia kwoty wolnej od podatku i obniżki VAT jako podatków najbardziej uderzających w najuboższą część społeczeństwa?
- Będę rzecznikiem każdej rozsądnej zmiany w systemie podatkowym. Uważam, że warto zmierzać do powrotu do stawki VAT na poziomie 22% oraz do zwolnienia z podatku przede wszystkim osoby zarabiające płacę minimalną. Jak dotąd jestem dumny z ulg rodzinnych, z których już w tym roku korzystają Polacy. Z tego, że udało się wprowadzić roczny urlop rodzicielski, przedszkola "za złotówkę", a przede wszystkim otworzyć więcej przedszkoli i żłobków. Przychylam się też do świadczeń rodzicielskich 1 tys. zł przez 12 miesięcy dla rodziców poszukujących pracy, bezrobotnych, studentów oraz rolników.
- Dlaczego ludzie mają w niedzielę na pana głosować?
- Dlatego, że jestem odpowiedzialny. Mam rozsądny, konkretny program, w którym praca dla młodych, rozwój przemysłu i innowacyjna gospodarka są najważniejsze. Dobry Klimat dla Rodziny przyjął się w polskich samorządach, a polityka rodzinna nie schodzi z rządowej agendy. Od lat reprezentuję Polskę na szczytach NATO, a na kolejny w roku 2016 zaprosiłem do Warszawy przywódców wolnego świata. Zdobyłem doświadczenie polityczne, walcząc o wolność, a później uczestnicząc w budowaniu nowoczesnego, suwerennego państwa. Jestem prezydentem, który szanuje wolność i przypomina o solidarności, bo takim właśnie jesteśmy narodem.
W niedzielę każdy, kto odda głos, zadecyduje o tym, jaka będzie Polska w kolejnych latach. Wszyscy ci, którzy nie pójdą głosować, oddadzą swój głos innym - niekoniecznie tym, z którymi się zgadzają. Dlatego tak ważne jest wybrać taką wizję Polski, jaka nam odpowiada.
Będę prezydentem, który idąc środkiem polskiej drogi, podejmuje odważne decyzje i nikogo nie wyklucza. Kampania pokazała słabości państwa i wielkie oczekiwania obywateli. Media donoszą o niespokojnej sytuacji za wschodnią granicą. Świat boryka się ze skutkami finansowego kryzysu. A Polska musi rozwijać się dalej, by wzmocnić pozycję w Unii. Młodzi Polacy muszą mieć pracę, a wszyscy Polacy muszą czuć się bezpiecznie. Na tym chcę się skupić w drugiej kadencji, jeżeli oddadzą Państwo na mnie swój głos.
Zobacz: Debata TVN na żywo: Kto WYGRAŁ, kto wypadł lepiej Duda czy Komorowski [SONDA]