"Super Express": - Bruksela słusznie upomina Orbana, czy przesadza?
Bronisław Wildstein: - To, co się dzieje wokół Węgier to przykład niebezpiecznej tendencji. Polega na nacisku oligarchii finansowo-politycznej, która chce dyktować warunki demokratycznie wybranym władzom. Bądź nawet je usuwać. To de facto eliminowanie demokracji. Węgry to niejedyny wypadek.
- Procedury Bruksela wszczęła przeciwko Węgrom jako pierwszym...
- Tak, ale w zeszłym roku naciskami z zewnątrz zmieniono dwa rządy. W Grecji odwołano premiera Papandreu po tym, gdy wspomniał coś o referendum. Czyli procedurze jak najbardziej demokratycznej! Niemcy i Francja przywołały go do porządku, wycofał się z referendum i odszedł. Zastąpił go Lucas Papademos, były wiceszef Europejskiego Banku Centralnego, czyli człowiek z tej oligarchii. Wszystko to poza wszelkimi procedurami demokratycznymi! W podobnym czasie zmuszono do odejścia Silvio Berlusconiego, zastępując go Mario Montim, byłym komisarzem UE.
- Władze UE twierdzą, że na Węgrzech chodzi o konkretne rzeczy.
- Lewicowi poprzednicy Orbana zadłużyli kraj, doprowadzając go do bankructwa. Uzależnili go od Rosji (za szpiegostwo zatrzymano trzech członków rządu, w tym szefa MSW). Rozbudowali korupcję, brutalnie dławili opozycję. Wszystko to na oczach UE. I jakoś nikt nie protestował! Szykany, w tym MFW, zaczęły się po zwycięstwie Orbana. Dlaczego? Bo przekroczył deficyt o 3 promile! Czy były jakieś szykany, gdy wszelkie normy przekraczała lewica? Orbana krytykuje się nawet za powszechne oszczędności i cięcie wyższej niż w FED pensji szefa Banku Centralnego.
- Gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze?
- O pieniądze i władzę. Pytanie, na ile Unia ma prawo wywierać presję na demokratyczne władze jednego z państw? Tu jest to zarówno presja ideologiczna, jak i interesu. Orban opodatkował korporacje i to się oligarchii nie spodobało.
- Przeciwnicy Orbana podkreślają jednak, że swoich ludzi mianował na 9- i 12-letnie kadencje. Gdyby Tusk też to zrobił, to by pan protestował.
- Nie stawiam się w roli apologety Orbana. Odziedziczył spustoszony kraj i chce trzymać cugle w rękach. O niektórych sprawach można dyskutować. Ale nie prowadzić nagonkę mającą usunąć demokratycznie wybranego premiera! W debacie nie słyszę konkretów. Słyszę, jak politolog prof. Markowski z gronem polskich publicystów biada, że Orban de facto ma wpływ na władze mediów publicznych albo skład Trybunału i towarzystwo wzdycha, że "niebywałe". A niby jak jest w Polsce? To jakiś żart.
- Problemem ma być też ordynacja wyborcza. Prawo głosu dla ludzi o węgierskich korzeniach poza granicami kraju. I ustawienie sobie bazy wyborczej za granicą, jeżeli nawet mieszkańcy Węgier chcieliby porażki Orbana.
- To trochę podejrzana logika. W Europie nie ma przecież jednej metody przyznawania obywatelstwa. Tak samo jak przyznawania prawa głosu. I teraz niektóre kraje mają mieć prawo swobodnie przyznawać obywatelstwo i prawo wyborcze, a innym, np. Węgrom, będą tego zakazywać? Węgry w ogóle mają problem, bo odrąbano im olbrzymią część ludności po I wojnie światowej. Z tym problemem będziemy się borykać jeszcze długo. Ale podchodźmy do tego ostrożnie, nie podejmując decyzji za Węgrów.
Bronisław Wildstein
Publicysta "Uważam Rze", działacz opozycji w PRL