Bronisław Wildstein: Nie jestem resortowym dzieckiem!

2014-01-15 3:00

Bronisław Wildstein o koncercie TV Republika dla Ukrainy pod patronatem "SE". A także o lustracji dziennikarzy.

"Super Express": - Czy pan jest resortowym dzieckiem?

Bronisław Wildstein: - Z pewnością nie. Natomiast to pytanie zakłada, że chodzi o indywidualne przypadki. Chodzi o pewien problem. To znaczy indywidualnie czyjaś rodzina nie powinna nas interesować. Kiedy jednak jakaś zbiorowość, zwłaszcza elita, ma wspólne korzenie, to tworzy określone zjawisko społeczne. I konsekwencje tego stanu rzeczy nie tylko obserwujemy, ale wręcz wciskają się one do przestrzeni publicznej.

- Pana przeciwnicy mówią jednak, że pańskie korzenie są zbieżne z korzeniami ludzi, którzy tworzą obecnie tzw. mainstream.

- Po pierwsze, nie ma znaczenia, jakie są moje korzenie, jeśli ja jestem kimś innym.

- Możemy powiedzieć Dorocie Kani, że nie ma znaczenia, jakie są korzenie?

- Nie, to zależy. Powtarzam jeszcze raz - chodzi o to, że jeśli mówimy, iż rodowód elit III RP wywodzi się z PRL, to ma to ogromne znaczenie. Co się tyczy indywidualnych osób, które się plączą po tym świecie, które nic z tego nie mają i które nie zachowują się tak jak spadkobiercy PRL, broniący tego systemu, to ten rodowód nie ma żadnego znaczenia.

- Gdybyśmy "polecieli" Robertem Mazurkiem i zlustrowali pana rodziców, to jacy byli?

- Mój ojciec był lekarzem wojskowym, a nawet komendantem szpitala, który wyleciał z armii w 1967 roku. Zmarł rok później.

Zobacz też: Sławomir Jastrzębowski: Resortowe dzieci 2 są dużo głupsze, ale za to ohydniejsze

- Był przedwojennym komunistą.

- Tak, był.

- Należał do PZPR.

- Oczywiście, inaczej nie mógłby być tym, kim był. Z kolei matka była z pochodzenia chłopką. Pracowała jako pielęgniarka. Należała do AK.

- Czy teraz Żakowski, Lis, Meller powiedzą: "Jesteś nasz! Jesteś resortowy"?

- Nie jestem ich, choćby nawet oboje moi rodzice byli z UB.

- Pan jest buntownikiem?

- Ja jestem za rozliczeniem PRL. Jestem za zerwaniem ciągłości między tym systemem a III RP, ponieważ ta ciągłość jest dla nas obciążeniem.

- Kiedy pan się zbuntował przeciwko ojcu?

- Nie zbuntowałem się przeciwko niemu. Mam wielki szacunek dla ojca. Mogłem się z nim nie zgadzać, ale byłem za młody, żeby z nim to przeprowadzić.

- Czyli można mieć szacunek do ludzi, którzy byli w PZPR?

- Jasne, że można mieć. Można mieć nawet szacunek do ludzi, którzy byli w Komunistycznej Partii Polski, mimo że uważam tę organizację za coś fatalnego. Ludzie jednak mają prawo się mylić. Mają prawo błądzić. I ja staram się tych ludzi zrozumieć. Nie oznacza to jednak, że zrozumieć to to samo, co usprawiedliwiać.

- Czytał pan książkę Doroty Kani i co pan o niej myśli? Jest potrzebna czy szkodliwa?

- Moim zdaniem ta książka ma dwa wymiary. Pokazuje zjawisko i to jest ważne. Takie zjawisko powinna pokazać polska socjologia. To, że elity III RP wyrastają z PRL. Zawiera też, niestety, mnóstwo pojedynczych błędów, które umożliwiają dezawuowanie jej znaczenia.

- Pan jest elitą?

- Nie. Jestem kontrelitą. U nas elity są jednorodne, a my budujemy dla nich alternatywę. Gdybyśmy byli alternatywą o takich samych możliwościach i środkach, moglibyśmy mówić, że jesteśmy elitą.

- Pan ma możliwości. Środków może jeszcze nie za wiele, ale będzie pan miał większy "fun".

- Mówimy tu o zupełnie innych problemach. Oczywiście, że mam "fun". Sam sobie takie życie wybrałem. A mogłem iść go "Gazety Wyborczej", bo dostawałem takie propozycje.

- Życie buntownika jest cudowne.

- To zależy kiedy. Niczego nie osiągnąłem dzięki pochodzeniu rodziców, a zbuntowany byłem przeciwko PRL od lat 70., czyli od czasów swojej wczesnej młodości.

- Zgadza się pan, że nikt tak się pięknie nie kłóci, jak polska prawica między sobą? Np. Robert Mazurek, który, jak niektórzy twierdzą, bardzo niekulturalnie potraktował Dorotę Kanię w swoim wywiadzie.

- No tak, uważam, że trochę przesadził. Co się tyczy kłótni, to powiem tak - po prawej stronie są indywidualiści. A tacy ludzie mają to do siebie, że nie dają się zamykać w ramy myślowe i dlatego się kłócą.

- Karnowski apeluje do Kani, żeby przeprosiła Zarembę.

- To może nie było potrzebne. To był mój program, do którego zaprosiłem i Kanię, i Zarembę, ale nie sądzę, żebyśmy się tam obrażali. Ci ludzie spierali się ze sobą, ale wcale nie wyszli na siebie obrażeni. Przecież można się ze sobą nie zgadzać, spierać, ale jednocześnie się nie obrażać. Oboje znam i lubię. Dorotę trochę ponosi temperament, kiedy mówi, że Zaremba z braku odwagi nie napisał takiej książki jak ona. Ale ja również jestem bardzo krytyczny wobec tej książki, ponieważ, jak już wspominałem, jest w niej wiele błędów. Poupychano w tej książce postacie niepotrzebne. To takie postaci, jak Jacek Żakowski, o którym powiedzieć, że go nie cenię, to mało, ale który akurat tam nie pasuje.

- Kania mówi, że Żakowski znalazł się w książce, ponieważ tworzy mainstream.

- I to jest nieporozumienie. Jeśli tak mówi, to sama nie rozumie sensu tej książki. To nie jest bowiem książka o całym mainstreamie.

- Pana zdaniem powinna teraz powstać kontrksiążka "Resortowe dzieci", o ludziach, którzy teraz są niepokorni, ale ich rodzice pokorni byli?

- A co to ma za znaczenie? Po co to opisywać?

- Wy nie chcecie, żeby was opisywać?

- Ani mnie to ziębi, ani mnie to grzeje. Podkreślam tylko, że sens ma to wtedy, kiedy to tworzy jakąś jakość społeczną. Przecież dzieci nie odpowiadają za swoich rodziców. Jeśli jednak dzieci dziedziczą stanowiska i funkcjonują w tym samym układzie interesów, to jest to jeden z podstawowych obiektów zainteresowania socjologii. Włoski socjolog Vilfredo Pareto opisywał to jako cyrkulację elit. To jest strasznie ważne. Jeśli byśmy zmienili system, a elity są te same, to daje to do myślenia.

- Zapytam o Jurka Owsiaka. Czy stosunek do niego i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy sprawia, że można kogoś zakwalifikować jako po lewej czy po prawej stronie?

- Trochę tak.

- A wrzucił pan złotówkę Owsiakowi?

- Właściwie od teraz postanowiłem nie wrzucać. Wcześniej wrzucałem.

- Od teraz? Czyli w tym roku jeszcze pan wrzucił?

- Wcześniej tego nie łączyłem. Może dość bezmyślnie wrzucałem, bo jestem za takimi akcjami.

- Czyli jest pan za Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy?

- Nie. Jestem za akcjami charytatywnymi. Nie chcę, żeby mi przy tej okazji przemycano określoną ideologię, a jeszcze bardziej pewien układ polityczny. Pewne sympatie czy antypatie polityczne.

- W tej sprawie jest pan za, a nawet przeciw?

- Stwierdzenie, czy jestem za, czy przeciw zbyt upraszcza sprawę. Pomiędzy tym znajduje się jeszcze wiele odcieni.

- To wrzucił pan czy nie?

- W tym roku nie.

- Specjalnie czy akurat nie było okazji?

- Nie było okazji.

- Jakby była, to pan by wrzucił?

- Nie. Powiedziałbym zgodnie z prawdą, że oddałem na Caritas.

- Jak rozmawialiśmy tu ostatnio, mówił pan, że przejdzie na katolicyzm, a Czytelnicy "Super Expressu" pytali mnie dzisiaj, czy w końcu pan przejdzie, czy nie.

- Nie lubię opowiadać o swoich prywatnych historiach.

- Wcześniej mi pan mówił, że w zasadzie już jest katolikiem.

- Powiedziałem prywatnie.

- Możemy to wyciąć, ale zrobiłbym to niechętnie.

- Powiedziałem prywatnie i już. Więcej na ten temat nie będę mówił. Nie jestem po to, żeby sprzedawać swoje prywatne życie. Chociaż katolicyzm nie jest rzeczą prywatną.

- No więc właśnie...

- Okazało się, że jestem w pewnym sensie niekonsekwentny.

- Bronisław Wildstein mówi, że nie jest konsekwentny.

- Bywam. Niestety.

- Chodzi pan co niedziela do kościoła?

- A niechże się pan odczepi. (śmiech) Nie jestem na spowiedzi.

- Telewizja Republika i "Super Express" mają patronat nad akcją "Polska na rzecz wolnej Ukrainy". Ukraina nie jest w tej chwili wolna?

- Jest zniewolona. Panuje w niej system oligarchiczny.

- U nas tego nie ma?

- Jest, ale nie jesteśmy uzależnieni od Moskwy. Można powiedzieć, że polskie władze nie prowadzą tak suwerennej polityki wobec Moskwy, jak powinny, ale nie są od niej uzależnione.

- Czyli jesteśmy o poziom wyżej?

- Ja bym powiedział, że generalnie jesteśmy niepodległym państwem, ale nie wykorzystujemy naszej niepodległości. Natomiast niepodległość Ukrainy jest bardzo mocno ograniczona. To zasadnicza różnica.

- Kto to wymyślił ten koncert? Pan?

- Między innymi ja. Było kilka osób, które wspólnie to wymyśliły. W najbliższą niedzielę występujemy na Majdanie. Wystąpi Paweł Kukiz, Dariusz Malejonek ze swoim Maleo Reggae Rockers, Kasia Kowalska, KGBand.

- Będzie też impreza w warszawskich Hybrydach.

- Będzie to równoległa impreza, na której najprawdopodobniej wystąpi Enej. A to dobre miejsce, żeby rozwiać pewne nieporozumienia. Witold Gadowski napisał kiedyś, że swoją nazwą wychwalają upowskiego zbrodniarza. Otóż, ich nazwa pochodzi od żartobliwego eposu na wzór "Eneidy" napisanego na przełomie XVIII i XIX wieku, którego bohaterem jest kozak Enej.

- Jest pozwolenie na ten koncert na Majdanie?

- Od kogo? Chyba od Majdanu.

- Słyszałem, że władza zwozi do Kijowa swoich zwolenników i może dojść do zamieszek.

- Jeśli chcemy być solidarni z Ukraińcami, to choć na moment musimy wziąć na siebie takie samo ryzyko jak oni.

- Czego się po tym koncercie spodziewamy?

- To zwykły akt solidarności. Pokazujemy Ukraińcom: "Jesteśmy z wami". To strasznie ważne. Pamiętam, kiedy my walczyliśmy z komuną, niezwykle ważne były dla nas gesty z zewnątrz. Poza tym niepodległa Ukraina to polska racja stanu. Zapraszam więc wszystkich bez względu na poglądy polityczne. Bądźmy wtedy razem.

Bronisław Wildstein

Szef TV Republika

Nasi Partnerzy polecają