Powstanie Warszawskie walczyło z najpotężniejszymi i wyjątkowo okrutnymi wrogami polskości. Były to aż dwa totalitaryzmy, które stanowiły największe zagrożenie dla wolności, jakie kiedykolwiek znała ludzkość. Niemiecki nazizm i sowiecki komunizm, ponad dzielącą je linią frontu, podały sobie nad Wisłą ręce, by doprowadzić do zagłady niepokornego miasta.
Niewyobrażalnie wielki był bilans strat. W pierwszych dniach powstania, kiedy na odbijanych powstańcom obszarach Niemcy mordowali wszystkich Polaków, zginęło około 180 tysięcy kobiet i mężczyzn, starców i dzieci. Z bronią w ręku poległo 16 tysięcy powstańców. Kolejnych 25 tysięcy zostało rannych, a ponad 15 tysięcy dostało się do niewoli. Cywile, którzy ocaleli z pożogi, zostali z miasta wypędzeni, a Warszawa zamieniona w morze zgliszcz i ruin.
Prowadzona w takich warunkach walka wymagała najwyższego bohaterstwa, poświęcenia i heroizmu. Ale powstańcza Warszawa wyróżniała się jeszcze jedną cechą, o której na ogół nie pamiętamy. Była nią wyjątkowa wprost solidarność. Na tej skrwawionej enklawie wolnej Polski panowała powszechna narodowa zgoda. Do walki stanęli wszyscy, od lewa do prawa, ponad politycznymi i organizacyjnymi podziałami. Nie wyłamała się z tego frontu nawet skrajna, komunistyczna lewica, która poza walczącą Warszawą realizowała już antypolski scenariusz Stalina.
W innych warszawskich insurekcjach działo się diametralnie inaczej. W roku 1794, w 1830, w 1863, w 1905 pełno było politycznych sporów i waśni. Rywalizujące o władzę obozy ostrzej zwracały się przeciwko sobie niż wrogowi zewnętrznemu. Wystarczy przypomnieć, że w czasie Powstania Kościuszkowskiego podburzony przez radykałów lud wieszał targowiczan na szubienicach. Podczas Powstania Listopadowego też szturmowano więzienia i dokonywano licznych samosądów. Nie mniej zaciekle zwalczali się "biali" i "czerwoni" w czasie Powstania Styczniowego. Obficie lała się polska krew w starciach lewicowych i prawicowych bojówek w latach buntu 1905-1907.
Tylko w Powstaniu Warszawskim panował bez reszty duch narodowej zgody i solidarności. Choć emocji dyktowanych dramatyczną sytuacją też przecież nie brakowało. Dominowała jednak obywatelska karność i przekonanie, że wzajemne skakanie sobie do oczu niczego nie załatwi, a tylko pogorszy sytuację.
Warto dzisiaj, w wolnej i suwerennej Polsce, tak głośno rozbrzmiewającej partyjnymi sporami, wsłuchać się w tamto powstańcze przesłanie. Warto uwierzyć w budującą moc zgody. Warto w takim duchu przygotować i świętować przyszłoroczną, siedemdziesiątą rocznicę Powstania.
Bronisław Komorowski
Prezydent Rzeczpospolitej Polski