"Super Express": - Po śmierci 2,5-letniej dziewczynki spod Skierniewic wielu rodziców zastanawia się, czy polska służba zdrowia zapewnia odpowiednią opiekę ich dzieciom; czy w razie problemów uzyskają odpowiednią pomoc. Mogą być spokojni?
Bolesław Piecha: - Po tym, co się ostatnio stało, wydaje mi się, że niespecjalnie. Muszę jednak w tym miejscu powiedzieć, że polska służba zdrowia dysponuje odpowiednim zapleczem i sprzętowym, i ludzkim, żeby pomagać obywatelom, a w szczególności dzieciom.
- To gdzie leży problem?
- Oczywiście, w polskiej służbie zdrowia dają o sobie znać wieloletnie zaniedbania, ale w ostatnim czasie, za rządów PO, mamy do czynienia ze zmianą myślenia o opiece zdrowotnej. Skończyły się czasy lekarskiego etosu w duchu doktora Judyma - dobrotliwego, pełnego empatii. Dziś każdy lekarz z tyłu głowy uruchamia kalkulator i liczy, czy opłaca się leczyć pacjenta, czy nie; zastanawia się, co będzie, jeśli wyjedzie karetka, a wezwanie będzie nieuzasadnione. Myślę, że przekroczyliśmy pewien Rubikon i powrót do myślenia w kategoriach pomocy, abstrahując od kosztów, będzie już niezwykle trudny.
- I znowu ta Platforma...
- Ależ panie redaktorze, to rząd PO od prawie sześciu lat nie robi nic innego, jak tylko nawołuje do kolejnych oszczędności. Z opieki zdrowotnej zrobiono system, w którym nie liczy się pacjent, ale rachunek ekonomiczny. To bardzo szkodliwe myślenie, dlatego uważam, że rodzice faktycznie mogą czuć się zaniepokojeni. Ten system już dawno odwrócił się od pacjenta. Tym razem nie pokazuje już jednak pleców, a to, co znajduje się poniżej nich.
- Zgadzam się, że rachunek ekonomiczny nie może decydować o podjęciu leczenia. Niemniej problem z wyjazdami karetek ma już swoją tradycję w naszym kraju. Przynajmniej od 15 lat chce się oszczędzać na nieuzasadnionych wyjazdach. Nie jest to wynalazek PO.
- Nie uciekałbym do aż tak zamierzchłych czasów. Oczywiście, zdarzają się różne przypadki, ale w ostatnim czasie jest ich zbyt dużo. W ogóle ostatni rok nie należy do ministra Arłukowicza. Wszystko dlatego, że reaguje na zasadzie strażaka, który jeździ i gasi różne pożary. A to zwoła mędrców, a to kogoś zgani. Zawsze jest kilka kroków za problemami. W tym momencie znów mleko się rozlało, doszło do niewyobrażalnej tragedii i nikt nie wytłumaczy rodzicom, jak mogło się to zdarzyć, skoro udzielenie pomocy było przedmiotem gorszących targów i przerzucania odpowiedzialności z jednej części systemu do drugiej. Za system odpowiada minister Arłukowicz i nikt go za jego wadliwe funkcjonowanie nie rozgrzeszy.
- System systemem, ale krew może człowieka zalać, kiedy słyszy, że dyspozytor tłumaczy niewysłanie karetki spokojem w głosie matki dziecka.
- Przyznam, że nie potrafię zrozumieć takiego tłumaczenia. Ja bym poszedł jednak dalej i zobaczył, jak ci ludzie są szkoleni do rozmów z pacjentami. Chciałbym wiedzieć, czy przypadkiem ich myślenie nie opiera się na wspomnianym rachunku ekonomicznym. Czy przypadkiem nie zastępują złotówką zwykłego zdrowego rozsądku i empatycznej rozmowy.
- Polska służba zdrowia mogłaby być aż tak bezduszna?
- Coś mi się wydaje, że szkolenie bardziej polega na tym, jak odmówić i jak zaoszczędzić parę złotych, niż jak wczuć się w rolę i wysłać karetkę. Myślę, że prawidłowo wyszkolony dyspozytor nigdy nie odmówiłby wysłania karetki do dziecka z temperaturą 41 stopni i niepokojącymi objawami.
- Może warto zastanowić się w końcu, czy w przypadku wezwań do chorych dzieci nie powinny obowiązywać przepisy, które zabraniają odmowy wyjazdu karetki. Wtedy do podobnych tragedii mogłoby już nie dochodzić.
- Jestem przekonany, że musimy bezwzględnie przyjąć takie przepisy. Udało nam się, posłom opozycji, przeforsować zapisy, że dziecko, niezależnie od tego, czy jego rodzic posiada ubezpieczenie, czy nie, do 18. roku życia jest przyjmowane i w razie czego państwo za jego leczenie płaci. Teraz trzeba pójść za ciosem i wprowadzić zasadę, że w przypadku zgłaszania przez rodziców niepokojących problemów ze zdrowiem dziecka, karetka musi do niego wyjechać. Koniec kropka.
Bolesław Piecha
Przewodniczący Komisji Zdrowia, PiS