Wielu ważnych polityków sporo zawdzięcza prof. Chazanowi - mówi Bolesław Piecha "Super Express": - Będzie pan kandydował na prezydenta Warszawy?
Bolesław Piecha: - Nie, nie będę.
- W wyborach na prezydenta Polski?
- Chętnie bym kandydował, gdybym miał taki potencjał. Oceniam się jednak samokrytycznie i w związku z tym z pokorą oświadczam, że nie będę kandydował. Nie przez fałszywą skromność, po prostu znam swoje miejsce w szeregu.
- Pytam dlatego, że PiS uznawał ostatnio, że ma pan potencjał kandydowania we wszystkich kolejnych wyborach.
- Tak się akurat stało, że były wybory uzupełniające do Senatu, a ja zaznaczyłem się w ludzkiej pamięci w miejscach, w których PiS niekoniecznie ma najlepsze wyniki.
Przeczytaj: Aborcja u dziecka! Zgwałcona przez bliźniaków 11-latka zaszła w ciążę
- Pan też jest zadowolony z wyniku PiS w eurowyborach?
- Był dobry jak na te warunki. Nie uważam, żebyśmy przegrali.
- Hm... wygrała Platforma.
- Mają podobny wynik, ale znacząco powiększyliśmy liczbę posłów w europarlamencie. PO ma podobny wynik, a te kilkadziesiąt tysięcy nie stanowi problemu. Tym bardziej że nieco to zakłócił kryzys ukraiński. Uznaję, że był to jednak sukces.
- Ile jeszcze takich "sukcesów" z rzędu może wytrzymać PiS? Liczą się tylko zwycięzcy...
- Oczywiście chciałbym, żeby było lepiej, ale my dopiero dojrzewamy w naszej demokracji. Wciąż powstają partie poza mainstreamem. I w dojrzałych demokracjach często dana partia lub koalicja trzyma władzę przez 2-3 kadencje. Ten dłuższy okres PiS w opozycji nie jest więc w skali Europy jakimś ewenementem.
- Nie ma pan takiego poczucia, że kilku pańskim młodszym kolegom z PiS odpowiada taka sytuacja wiecznej opozycyjności? Wygodna posada w Sejmie, możliwość narzekania i wytykania błędów, zero odpowiedzialności...
- Nie zgadzam się z pańską diagnozą. Każdy, kto jest politykiem, jednak dąży, żeby swoje pomysły i propozycje realizować. A można to robić tylko, mając rząd i większość w parlamencie. Choć na pewno jest część posłów, jak w każdej partii i parlamencie, która po prostu się wozi. I mają poczucie spełnienia życiowego samym statusem posła. To jednak mniejszość.
- Prof. Andrzej Zybertowicz stwierdził, i moim zdaniem ma sporo racji, że wielu ludzi na prawicy zadowala "unoszenie się". Samo trwanie to już sukces.
- Nie podzielam tej opinii. Pan profesor jako socjolog może widzieć to inaczej, ale nie widzę tego, żebyśmy w Prawie i Sprawiedliwości zaczęli obrastać w tłuszczyk. Nawet jeżeli posłanka Kempa wypomina Adamowi Hofmanowi, że tupie tłustymi nóżkami... Generalnie to nieprawda, trzon partii myśli jednak o zmienianiu Polski i ma ciąg do objęcia władzy.
- Wierzy pan w to, że PiS zdobędzie kwalifikowaną większość w parlamencie? Do tego zmieniania Polski będziecie musieli przewalczać weto prezydenta Komorowskiego.
- Wierzę w to, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że to piekielne trudne. Zostało półtora roku, a przed nami jeszcze najtrudniejsze wybory, czyli samorządowe. I po tej jesieni będzie widać, jaka jest pozycja PiS. Wbrew pozorom od tego, kto rządzi na dole, zależy często więcej niż od tego, kto jest posłem czy senatorem.
- Słychać głosy, że wybory prezydenckie PiS nieco odpuści...
- To zależy, gdzie pan ucho przyłoży. Nie będziemy ich lekceważyć, ale nie będę się wymądrzał i dziś tyle na ten temat.
- Jarosław Kaczyński nie będzie kandydował?
- Na pewno byłby kandydatem wagi ciężkiej, ale w polskiej konstytucji prezydent jest arbitrem elegancji, a Jarosław Kaczyński jest rasowym politykiem w typie kanclerskim. Nie przesądzam, ale w roli premiera przemawiałby do mnie najbardziej.
- Sondaże po wyborach znów pokazały wzrost Platformy. Co mogło PiS zaszkodzić?
- W ocenie mediów PiS najwyżej remisuje, a Platforma wygrywa. I to przyzwyczaja do takiego podejścia i premiowania PO. Nie przykładam jednak takiej wagi do sondaży.
- Nieobecność Jarosława Kaczyńskiego podczas 25-lecia wyborów kontraktowych i wizyty Obamy nie zaszkodziła?
- Wydaje mi się, że nie. Tym bardziej że były tam poważne powody, które ja znam, ale nie będę się nimi z panem dzielił.
- Chodzi mi o samą nieobecność.
- Być może, ale też bez przesady.
- To może kolejna odsłona sporów światopoglądowych przy okazji sprawy profesora Chazana?
Zobacz: Kim jest prof. BOGDAN CHAZAN? Gdzie pracuje? Co robi lekarz, który odmówił aborcji
- W socjologicznym sensie te konserwatywne wartości są we współczesnej Europie niewątpliwie trudne. Nie tylko w Polsce. Dominuje hedonizm i mamy wyraźne niedobory empatii. Tego, co może czuć nienarodzone dziecko lub osoba upośledzona. Niestety, dziś dominuje lewicowe podejście liczenia się tylko ze sobą.
- Pan przyznał w wywiadach, że dokonał ponad 1000 aborcji. Podpisał się pan pod tą deklaracją wiary lekarzy?
- Nie.
- Dlaczego?
- Od niemal 30 lat jestem już przeciwnikiem aborcji i twardo stoję na gruncie swoich przekonań. Nie uważam jednak, że wszystkie przekonania muszą od razu pojawić się na piśmie. Są to jednak wartości, których będę bronił. I wierzę profesorowi Chazanowi, że osobiście nie zna lekarzy, którzy dokonują aborcji, więc choćby dlatego nie mógł ich wskazać. Pan zna?
- Nie, ale ja nie jestem lekarzem.
- Ja też nie znam. Zapewniam pana, że to nie jest wcale rzecz, którą w Polsce lekarze się chwalą. Wszyscy, głównie nielekarze, rzucili się na profesora Chazana. Tymczasem jest to człowiek wysokiej kultury. To jeden z najlepszych położników w Polsce. I powiem panu, że wielu polityków z różnych ugrupowań, także z najwyższego szczebla, zawdzięcza prof. Chazanowi naprawdę wiele. Nie rozumiem tego ogromnego łomotu, jaki go spotyka w mediach.
- Problem polega chyba na tym, że mamy sytuację, w której państwo coś obywatelom gwarantuje. I okazuje się, że to pusta gwarancja. Jak pan na to patrzy jako polityk?
- To jest ewidentny błąd ustawodawcy. Zresztą nie pierwsza taka sytuacja, że wprowadza się przepis, coś się obywatelom gwarantuje, ale okazuje się, że to gwarancja pozorna, nie wiadomo, jak to ma niby działać w praktyce, czegoś brakuje... Prawo mówi, żeby wskazać. Tylko jak wskazać, skoro nikt się nie deklaruje?
Przeczytaj też: Zwyrodnialec z Puław SKAZANY! Dostał 9,5 roku za porwanie, gwałt i tortury
- Powinna powstać taka lista?
- Są kraje, i to bardzo zlaicyzowane, w których umiejętnie godzi się klauzulę sumienia z praktyką działania. Na przykład w Holandii. Tam funkcjonuje taka lista lekarzy, którzy wykonują aborcje. I tyle! Nikt nie ma problemu, pretensji. W USA w normalnych szpitalach nie ma aborcji. Aborcją nikt niczego nie leczy. Są od tego specjalne kliniki aborcyjne. Na poziomie powiatu, województwa czy kraju może taka lista powinna istnieć? I minister zdrowia Arłukowicz nie powinien teraz robić jakichś kontroli prof. Chazanowi, tylko wziąć się do roboty i przygotować zmianę ustawy!
- Zagłosowałby pan za powstaniem takiej listy lekarzy dokonujących aborcji, czy raczej za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej?
- Ze względu na te zapisy balansujące na granicy eugeniki, nieprecyzyjnie opisujące "podejrzenie uszkodzenia płodu", dążyłbym w pierwszej kolejności, żeby to doprecyzować. Nie zajmowałbym się zapisami o ratowaniu matki, bo to jest oczywistość - każdy lekarz będzie wybierał zdrowie kobiety i ta przesłanka w ogóle nie musi w ustawie istnieć. I zająłbym się jednak tzw. czynami niedozwolonymi.
- To znaczy?
- Chodzi np. o gwałt. Zdarzają się sytuacje, w których ten gwałt "robi się" nieco na siłę jako uzasadnienie.
- Na przykład?
- Może tak być, nie chcę wchodzić tu w szczegóły... I jeżeli już dopuszczamy w jakichś sytuacjach aborcję, powinno to być dokładnie sprecyzowane, o jakie wyjątki chodzi i gdzie są robione. Można zrobić ośrodki, które nie powinny być opłacane ze składek zdrowotnych. Nie rozumiem, dlaczego ja czy inni obywatele mają płacić ze składek za aborcje? Ten tysiąc zabiegów na całą Polskę mogłoby pokryć państwo. Budżet państwa na to stać, skoro stać go na rozpiep... znacznie większych kwot na różne bzdury.
ZAPISZ SIĘ: Wiadomości Super Expressu na e-mail