Ale jeszcze bardziej wstyd mi za Bronisława Komorowskiego. Bo na swoje zaprzysiężenie Wojciecha Jaruzelskiego nie zaprosił. A jeszcze niedawno do Moskwy na defilady rocznicowe jako p.o. prezydenta go zabierał. Szacunek mu aż nadto okazując. Bo wtedy w wyborczym biegu o prezydenturę okazywanie sympatii Jaruzelskiemu było mu potrzebne. Szczególnie w II turze, by pozyskać twardy elektorat twórcy stanu wojennego.
Więc wstyd i ekstaza z powodu pragmatyzmu nowego prezydenta. Z powodu jego umiejętności handlowych, zwanych sprawnością polityczną... A przecież jeszcze niedawno mówiono, że z Komorowskiego polityk żaden. A tu proszę. Komunistę wycisnął jak cytrynę i... odrzucił. Jak rasowy polityk. I przed takimi chroń nas Panie - modlił się szwagier.