Falenta, który miał zlecać kelnerom podsłuchiwanie polityków i biznesmenów w luksusowych, warszawskich restauracjach w piątek musiał tłumaczyć się z innej sprawy. Według toruńskich śledczych, posługiwał się on fałszywym dokumentem we współpracy z wierzycielem z Rosji. Za zarzuty, które dziś usłyszał grozi mu do 5 lat więzienia. Podczas przesłuchania biznesmen nie przyznał się do winy i odmówił składania zeznań. Po wyjściu z prokuratury, chętnie jednak sprawę komentował. - Ta sprawa to ostatni atak PO na moją osobę. Cieszę się, że Platforma nie będzie rządzić, a do władzy doszli uczciwi ludzie – mówił nam Falenta. Co ciekawe, według „Gazety Wyborczej”, z akt afery taśmowej wynika, że biznesmen nieprzypadkowo miał zlecać kelnerom nagrania polityków PO. - Miały one obalić rząd, a sprawcy mieli otrzymać za nie „nagrodę od PiS”... - twierdzi GW.
Zobacz: Cwany manewr Polańskiego przed wyrokiem: miał kupiony bilet do Paryża