"Super Express": - ABW ustaliła, że zaraz po katastrofie na terenie Rosji trzy razy odsłuchiwano pocztę głosową w telefonie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. O czym to świadczy?
Bogdan Święczkowski: - Jeżeli rosyjskie organy pozaprocesowe - a więc nie prokuratura - stosowały urządzenia w celu uzyskania dostępu do zawartości informatycznej telefonów polskiego prezydenta, może to świadczyć o utrudnianiu przez kogoś śledztwa i bezprawnym uzyskaniu informacji.
- Czyli o wykradaniu tych informacji i celowym wykorzystaniu do utrudniania śledztwa?
- Jeśli ktoś ma dostęp do bazy telefonicznej czy komputerowej, to może też manipulować ich zawartością. Nie wiem, czy do takich czynności doszło. W sytuacji jednostkowej nie musi się to jawić jako utrudnianie. Biorąc jednak pod uwagę konglomerat różnych zdarzeń, jak niszczenie i mycie wraku, wybijanie szyb, możliwe "prześwietlania" urządzeń elektroniczno-informatycznych, to można mówić o utrudnianiu śledztwa. Nie wiem, czy umyślnym, czy nieumyślnym, z głupoty czy ignorancji.
- Dlaczego polska prokuratura zakwalifikowała ten czyn jako "dzwonienie na cudzy koszt"? Brzmi to jak ponury żart.
- Nie wiem, jakie materiały dowodowe zgromadziła. Czy uzyskała informacje od prokuratury rosyjskiej, czy była współpraca między nimi? Bo gdyby np. biegli polscy i rosyjscy w śledztwie wykorzystywali te telefony i laptopy, aby uzyskać informacje, byłoby to działanie dopuszczalne albo wręcz pożądane. Dziwi mnie jednak fakt, że o tej decyzji procesowej nie została powiadomiona córka Lecha Kaczyńskiego, pokrzywdzona w sprawie śledztwa smoleńskiego.
- Jakie informacje mogły być zawarte w sprzęcie elektronicznym należącym do pasażerów TU-154?
- Dla kogoś z zewnątrz dane te mogą być zupełnie nieistotne i banalne: nazwiska, numery telefonów, zdjęcie z kolegami, np. przy piwie, czy jakaś wiadomość tekstowa. Natomiast dla służb specjalnych mogą być bardzo istotne, np. potencjalne zdjęcie generała Wojska Polskiego w otoczeniu najlepszych kryptologów w Polsce pozwoliłoby zidentyfikować, którzy z nich współpracują z jaką częścią wywiadu. Nie wspominając o tych poufnych danych, do których dotrzeć mogą tylko fachowcy...
- Zna pan kraj, gdzie służby nie chciałyby pierwsze dotrzeć na miejscu katastrofy do tych danych?
- Oczywiście wszystkie służby chcą możliwie szybko pozyskać nowe informacje. Od tego jednak mamy kontrwywiad wojskowy i cywilny, aby podejmowały przeciwdziałania. Z tego, co wiem, na miejscu katastrofy w Smoleńsku byli przedstawiciele obu tych instytucji i powinni oni zapobiec próbom uzyskiwania informacji w sposób nieuprawniony przez służby rosyjskie. Jeśli tak się nie stało, to tylko ze szkodą dla nas.
- Jak na informację o odsłuchiwaniu telefonu Lecha Kaczyńskiego powinien zareagować polski rząd?
- Ma możliwość wystosowania dyplomatycznej noty, ale... mleko już się rozlało. Problem w tym, że bezpośrednio po katastrofie nie wykorzystano dopuszczalnych możliwości prawa międzynarodowego, jak wspólny zespół prokuratorski lub nadanie miejscu katastrofy statusu eksterytorialnego. Nie wiem, czy Polska podjęła jakiekolwiek działania, żeby przejąć kontrolę prawną nad śledztwem, badaniem wraku, zabezpieczeniem dokumentów i urządzeń.
- Sytuacja po katastrofie wykazała niekompetencję państwa. Z drugiej strony mamy jednak partię, której liderzy mówią o zamordowaniu prezydenta i wojnie z Rosją. Sytuacja jak między dżumą a cholerą...
- Ze strony rządu zabrakło mi tego, że nie chciał albo nie umiał przedstawić swych żądań stronie rosyjskiej. Gdyby Rosja odmówiła, rząd miałby przynajmniej usprawiedliwienie zaniechań. Z kolei wersje zespołu parlamentarnego powstają tylko na podstawie materiałów, do których ma ograniczony dostęp. Ustalenia te są więc mniej lub bardziej hipotetyczne.
Bogdan Święczkowski
Były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego