Bogdan Klich: Nie odpowiadam za decyzje innych

2011-01-17 14:12

O odpowiedzialności politycznej za katastrofę smoleńską i o swojej ocenie raportu MAK w rozmowie z "Super Expressem" mówi minister obrony narodowej Bogdan Klich

"Super Express": - PiS zapowiada złożenie wniosku o wotum nieufności wobec pana. Czuje się pan odpowiedzialny politycznie za katastrofę smoleńską tak, jak widzi to partia Jarosława Kaczyńskiego?

Bogdan Klich: - Nie mam żadnych oporów, żeby stanąć przed Sejmem i złożyć niezbędne wyjaśnienia odnośnie do tej katastrofy. Czuję się w pełni odpowiedzialny za wszystkie decyzje, które podejmowałem od samego początku swojego urzędowania. Natomiast nie sposób odpowiadać za decyzje, które mieszczą się w granicach kompetencji innych osób.

- Kogo ma pan tu na myśli?

- Wojsko Polskie zatrudnia 148 tys. osób, które podejmują decyzje odpowiadające zakresowi ich kompetencji i działają w ramach obowiązujących procedur.

Patrz też: Szef MON, Bogdan Klich: MAK skompromitował Polskę. Dla Anodiny Polacy to sprawcy katastrofy, rządzeni przez pijanych dowódców

- W mediach spekuluje się, że jest pan pierwszą osobą, która odpowie personalnie za uchybienia, które doprowadziły do katastrofy prezydenckiego samolotu. Czuje pan, że tak może się stać?

- Od objęcia przeze mnie teki ministra obrony jestem do dyspozycji premiera o każdej porze dnia i nocy. W każdej sprawie.

- Opublikowany we wtorek raport MAK całością odpowiedzialności za katastrofę obciąża Polskę. Jak pan ocenia ten raport?

- Oceniam ten raport krytycznie jako niepełny. Nie uwzględnia tych zdarzeń, które miały miejsce po stronie rosyjskiej, w szczególności pracy kontrolerów. Mam też zastrzeżenie formalne, polegające na tym, że polski akredytowany przy MAK Edmund Klich oraz polska komisja pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera nie otrzymały wszystkich dokumentów, o które wnioskowali. I wreszcie, raport zawiera błędy, które polska strona kwestionowała, a uwagi te nie zostały uwzględnione.

- Wiele z zarzutów zwartych w raporcie dotyczy MON. Chodzi m.in. o złe wyszkolenie pilotów czy bałagan panujący w 36. specjalnym pułku lotnictwa. Jak się pan do nich odnosi?

- Pełną wiedzę na ten temat ma komisja pod przewodnictwem ministra Millera i to ona ostatecznie rozstrzygnie, czy są to zarzuty słuszne, czy nie.

- W zarzutach wobec Polski, co budzi pana największe wątpliwości?

- Jest ich wiele. Raport mówi m.in. o tym, że dowódca samolotu miał ponad 5-miesięczną przerwę w wykonywaniu podejść do lądowania na Tu-154 w trudnych warunkach atmosferycznych. W swoich uwagach minister Miller wyraźnie zaznaczył, że załoga takie loty wykonywała regularnie. Wydaje się, że autorzy raportu pomylili warunki minimalne z trudnymi. A takie pomyłki rzucają cień na przygotowanie polskiej załogi.

- Jest w tym raporcie coś, pod czym pan podpisałby się obiema rękami?

- Obiema rękami podpisałbym się pod tymi uwagami, które zgłosił minister Miller. Uważam, że są one rzetelne i przemyślane i zaprezentowane w sposób właściwy. Dziwi mnie, że strona rosyjska nie wzięła ich pod rozwagę.

- Premier Tusk i minister Miller nie odrzucili całkowicie rosyjskiego raportu. W takim razie przyjmują część zarzutów, w tym te wobec MON. Czy w takim razie nie zgadza się pan z szefem i ministrem spraw wewnętrznych?

- W pełni zgadzam się z premierem Tuskiem i ministrem Millerem, którzy uznali raport za niesatysfakcjonujący. Teraz przyszedł czas na procedurę odwoławczą. Ta procedura jest dokładnie opisana w konwencji chicagowskiej i przewiduje trzystopniowy proces uzgadniania stanowisk. Jest w nim mowa o przeprowadzeniu rozmów między stronami. Jeśli nie doprowadzą one do uzgodnienia wspólnej wersji, konwencja umożliwia wystąpienie do rady ICO. Jeśli by to nie poskutkowało, to jest możliwe powołanie międzynarodowego arbitrażu pod auspicjami ICO.

- Czas na te negocjacje był przed ogłoszeniem oficjalnego raportu przez MAK. Czy teraz nie jest za późno?

- Według ekspertyzy profesora Żylicza MAK zakończył już swoje prace. Teraz czas na rozmowy między stronami.

- Da się jeszcze coś renegocjować w momencie, kiedy MAK przyjął taką, a nie inną wersję wydarzeń?

- Trzeba wykorzystać każdą szansę, żeby dochodzić swoich racji.

- Jak pan się odnosi do fragmentu raportu, który stwierdza, że załoga znajdowała się pod presją będącego pod wpływem alkoholu gen. Błasika?

- Ten fragment był bardzo eksponowany podczas konferencji prasowej MAK. Tymczasem jest to tylko jedno ze stwierdzeń tej komisji. W związku z tym, nie przypisywałbym temu faktowi tak dużego znaczenia, jak zrobił to MAK. Oczywiście gen. Błasik nie powinien przebywać w trakcie lądowania w kabinie pilotów. Do końca nie wiadomo też, co tam robił.

- Jaka, pana zdaniem, jest wartość dowodowa przedstawionych ekspertyz, stwierdzających we krwi gen. Błasika obecność alkoholu?

- Według opinii komisji ministra Millera, ekspertyzy te nie zostały do tej pory przedstawione stronie polskiej, wiec trudno się do nich odnosić.

- Według ekspertyz psychologicznych zawartych w raporcie kpt. Arkadiusz Protasiuk był osobowością konformistyczną, podatną na wpływy. Przekonuje pana taka analiza?

- Kpt. Protasiuk był doświadczonym i dobrze wyszkolonym pilotem. Przypomnę, że spędził 2906 godz., latając na Tu-154 i miał 492 godz. nalotu dowódczego. To znacznie więcej niż wymagane minima.

- Pamiętamy katastrofę wojskowej CASY, z której miały być wyciągnięte wnioski na przyszłość. Czy pana zdaniem udało się wyciągnąć je na tyle, aby uniknąć katastrofy w Smoleńsku?

- Wnioski zostały wyciągnięte. Opublikowaliśmy "białą księgę", która pokazuje, w jaki sposób i w jakich terminach te zalecenia były realizowane. Jak informowali mnie dowódcy sił powietrznych i szefowie Sztabu Generalnego, wszystkie one zostały wprowadzone w życie. Nie mam powodów, żeby nie wierzyć w podpisy i pieczęcie oraz deklaracje ze strony podległych mi oficerów. Zaraz po tej katastrofie poleciłem przywrócenie w siłach zbrojnych dyscypliny, przestrzeganie obowiązujących standardów, bezwzględne przestrzeganie obowiązujących procedur szkoleniowych oraz dokonanie rozliczeń wszystkich winnych nieprzestrzegania tych standardów i procedur. Wprowadziłem także dwa razy w roku przeglądy stanu dyscypliny w wojsku. W życie weszła również nowa ustawa, która uruchomiła nowe zasady reagowania w przypadku przekroczenia wojskowych przepisów.

- Czemu więc te procedury nie zadziałały 10 kwietnia?

- Obowiązkiem każdego z nas jest przestrzeganie prawa. Każdy w swoim sumieniu decyduje, czy prawo respektuje, czy nie.

Bogdan Klich

Minister obrony narodowej