W rozmowie z Kamilą Biedrzycką Adam Bodnar mówi także o państwowych odszkodowaniach dla ofiar COVID-19 i apeluje o to, żebyśmy "nie przechodzili do porządku dziennego nad pandemią".
Kamila Biedrzycka: „Aktem państwowego terroryzmu” nazywa się to, niedzielne, awaryjne lądowanie samolotu w Mińsku. Za daleko czy trafnie?
Adam Bodnar: Uważam, że tak trzeba to nazywać. Bardzo mnie cieszy to, że jest determinacja polskich władz w zakresie zarówno uruchomienia Rady Europejskiej, jak również w zakresie poszukiwania odpowiedzi na niezwykle kryzysową sytuację. Co więcej, mam wrażenie, że podejście do Białorusi to jest jeden z nielicznych tematów w naszej debacie publicznej, który łączy wszystkie siły polityczne. Czy spojrzymy na opozycję, czy prezydenta lub premiera, to wszyscy mówimy jednym głosem, bo wiemy jak jest to ważne z punktu widzenia geopolitycznego. Zdajemy też sobie sprawę z tego, jaką traumę przeżywa białoruski naród, jak bardzo zasługuje on na wolność i uwolnienie się z opresji Aleksandra Łukaszenki.
- Co dalej?
- Trzeba dążyć do tego, żeby cała sprawa została wyjaśniona i – przede wszystkim – trzeba dążyć do uwolnienia więźniów politycznych. Bo to przecież nie tylko Roman Protasiewicz, ale także nasz Andrzej Poczobut. I tu oczywiście rodzi się pytanie, na ile ta kryzysowa sytuacja spowoduje, że cały świat zobaczy z kim ma do czynienia, że Aleksaner Łukaszenka nie cofnie się przed niczym, byleby tylko osiągnąć swoje polityczne cele. I że niestety jest w tym wspierany przez Władimira Putina.
- Pytanie z pozoru naiwne, ale wielu je sobie zadaje. Jak to się dzieje, że w XXI wieku, w Europie, nadal funkcjonuje dyktatura codziennie łamiąca podstawowe prawa człowieka, a świat się temu przygląda debatując o kolejnych sankcjach?
- Wiąże się to z tym, że mamy jednak cały czas dominującą zasadę suwerenności państwowej i jeśli Białoruś nie przystąpiła do żadnych organizacji międzynarodowych, poza ONZ i OBWE, to w zasadzie nie bardzo istnieją inne możliwości wpływu na Białoruś, poza takimi zwyczajnymi naciskami dyplomatycznymi i gospodarczymi. Jest jeszcze druga strona medalu, czyli taka cicha sympatia i poparcie oraz ingerowanie w białoruskie sprawy wewnętrzne przez Rosję. To powoduje, że społeczność międzynarodowa ma ograniczone pole działania, bo wymiana gospodarcza z Białorusią i ten wpływ polityczny jest tak przeogromny, że Białoruś może to ignorować przez wiele lat. Już przecież mieliśmy nadzieję rok temu, kiedy się rozpoczęła rewolucja na Białorusi po tym jak Swietłana Cichanouska została wybrana na prezydenta Białorusi, że nastąpi ten przełom, a okazało się, że nie. Że jednak aparat władzy jest tak potężny i tak podporządkowany, że jest w stanie zdusić każdy protest. A ze względu na to, że Rosji jest nie na rękę żeby Zachód ingerował w sprawy Białorusi, nie bardzo mamy instrumenty. Sankcje ekonomiczne czy zakazy podróżowania samolotów pewnie będą miały jakiś skutek.
- Pytanie tylko jaki.
- Tak... A być może Białoruś po prostu stała się polem swoistej gry geopolitycznej między światem Zachodu a Rosją, a gdzieś tam w tle, bardzo daleko są jeszcze Chiny. Niestety na koniec cierpią na tym najbardziej obywatele Białorusi, nasi przyjaciele, którzy mają poczucie, że są niewystarczająco ratowani.
- Czy my, jako polscy obywatele, możemy im w jakikolwiek sposób pomóc? A jeśli tak, to jak?
- Przede wszystkim powinniśmy się interesować i śledzić to, co tam się dzieje. Czasem potrafimy się zajmować jedną wypowiedzią polskiego polityka, jednym wydarzeniem przez długie dni i roztrząsać to na różne sposoby, a nie interesuje nas to, co się dzieje zaraz obok nas. Czasem nasza debata publiczna bywa dość zaściankowa i ograniczona do naszych lokalnych problemów. Tymczasem za naszą granicą rozgrywają się takie dramaty. Jeśli więc będziemy się faktycznie i regularnie interesowali, czytali, śledzili doniesienia medialne, wczytywali w to, co chcą nam powiedzieć białoruscy liderzy, to od tego zainteresowania tylko krok do tego, żeby zastanowić się co ja mogę zrobić na rzecz Białorusi. To mogą być różne formy protestu, okazywania solidarności, publicznych zbiórek. Ale nawet, np., zaproszenie do szkoły kogoś z białoruskiej społeczności, kto będzie umiał bliżej wytłumaczyć nam o co chodzi, na czym polega konflikt i czym jest tożsamość białoruska – jakie są jej tradycje, jaką ma historię. Takie obywatelskie dokształcenie się to już jest bardzo dużo. Jeśli to się będzie działo, to także będzie wpływało na naszą politykę. Tzn. że jeśli minie sytuacja kryzysowa taka jak teraz, to nie będzie tak, że za miesiąc ten temat zejdzie z pola naszego zainteresowania, ale że będzie coraz bardziej przemawiał do naszej wyobraźni. Apeluję o interesowanie się Białorusią na bieżąco. To być może mało, ale tak naprawdę aż tak dużo.