Co daje PZPN tak wielką siłę, że bezradni są wobec bezprawia w tej organizacji ministrowie, gwiazdy piłki, a nawet premier? Połączenie starego z nowym. Stare zwane "leśnymi dziadkami" to struktury terytorialne związku. Zawsze zachowawcze, zawsze popierające tego, który zagwarantuje brak zmian. Bo tylko status quo pozwala "leśnym" zachować pozycje w terenie. A zatem wpływ na związek. I koło się zamyka. Bierny, mierny, ale wierny (BMW) - to szeroko obowiązująca maksyma.
Z drugiej strony chroni PZPN nowoczesna - na wzór korporacyjny (choć niektórzy twierdzą, że mafijny) - organizacja zwana UEFA (to w skali Europy). Rości sobie ona prawa jedynego zarządcy i zwierzchnika PZPN. I wymaga, by tylko z jej przepisami i interesami liczył się nasz związek. Jak trzeba, UEFA potrafi użyć argumentów (szantażu), wobec których rząd liczący się głównie z kibicami, a nie obywatelami jest bezradny. Wystarczy, by UEFA zagroziła wyrzuceniem polskich klubów czy reprezentacji z międzynarodowych rozgrywek i już władza mięknie i odstępuje od ingerencji. A UEFA postępuje po prostu jak Unia Europejska - tupie nogą.
W piątek prowokacja byłego działacza PZPN Grzegorza Kulikowskiego obnażyła słabość kręgosłupa moralnego szefów PZPN wobec korupcji. Dziś wyjaśniamy (str. 2) powody tej prowokacji. Również po to, by zapytać milczących na ten temat członków zarządu PZPN i delegatów na ostatni piątkowy zjazd. Jak to możliwe i czy to możliwe, że nie przeszkadza wam taka postawa ludzi firmujących działania PZPN? I czy jest tak dlatego, że nie przeszkadzała wam również wielka afera sprzedawania meczów z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, zwana aferą Fryzjera. A może po prostu nie rozumiecie słowa korupcja...?