- W Polsce wciąż wzrasta spożycie alkoholu. Wielu Polaków uważa, że jego sprzedaż nie wymaga specjalnych ograniczeń. Z takimi poglądami stajemy się jednym z najbardziej proalkoholowych społeczeństw w Europie - uważa biskup Tadeusz Bronakowski (58 l.), przewodniczący Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości. A żeby Polacy nie sięgali tak chętnie po procenty, proponuje radykalne kroki. - Trzeba całkowicie zakazać reklamy alkoholu oraz ograniczyć jego fizyczną i ekonomiczną dostępność, na przykład poprzez zakaz handlu alkoholem na stacjach paliw czy w sklepach nocnych - proponuje. Za wzór Polsce postawił zaś kraje skandynawskie, gdzie w niewielu miejscach można nabyć alkohol, a jeśli ktoś chce go kupić, musi się liczyć z nie lada wydatkiem. Przykłady? W Norwegii pół litra wódki kosztuje od 100 zł wzwyż, piwo to z kolei wydatek co najmniej 13 zł, a za wino nie zapłacimy mniej niż 40 zł. Z pewnością gdyby i u nas były takie ceny, mało kogo byłoby stać na zakup trunków. Ostatnio do walki o trzeźwość Polaków dołączyli też politycy PiS. Na wspólnej konferencji w Sejmie przekonywali, że trzeba namawiać naród do abstynencji.
- Ograniczenia spowodują, że Polacy będą pędzić w domach bimber - przekonuje jednak była posłanka SLD oraz ekonomistka prof. Joanna Senyszyn (68 l.).
ZOBACZ: Szokująca teoria byłej minister PiS: Duda uzgadniał weto z Kaczyńskim