Dr hab. Michał Bilewicz

i

Autor: UW

Bilewicz: Internet czyni nas bardziej agresywnymi

2016-03-07 3:00

Profesor Michał Bilewicz, psycholog społeczny w rozmowie z ,,Super Expressem" mówi, skąd się bierze hejt w sieci oraz czy może się on przerodzić w realną przemoc?

"Super Express": - Wiele emocji wzbudziły wpisy na forach internetowych KOD, na których zwolennicy tego ruchu obywatelskiego mieli życzyć śmierci prezydentowi Dudzie i niewybrednie żartowali sobie z piątkowego wypadku głowy państwa. To zdziczenie obyczajów i przemysł pogardy, którego ofiarą jest obóz PiS?

Prof. Michał Bilewicz: - Nie nazywałbym "przemysłem pogardy" wypowiedzi konkretnych osób na portalach społecznościowych. Są to po prostu akty słownej agresji - a to, czy staną się "przemysłem", zależy raczej od rozpowszechnienia się takich opinii w mediach głównego nurtu czy wśród polityków. Na razie nic takiego nie ma miejsca, a przywódca KOD Mateusz Kijowski w zdecydowany sposób odciął się od tych opinii.

- Uczciwie trzeba przyznać, że poziom agresji w internecie nie dotyczy wyłącznie przeciwników PiS. Śledząc fora internetowe zwolenników tej partii czy ich wypowiedzi pod różnymi artykułami prasowymi, od dawna można znaleźć listy proskrypcyjne "zdrajców ojczyzny" i "złodziei" z PO, PSL czy SLD. Hejt internetowy można uznać za zjawisko powszechne, który zbiera się pod różnymi sztandarami politycznymi?

- Jest bardziej niepokojące, gdy pogardliwe wypowiedzi wypowiadane są przez przedstawicieli obozu władzy, niż gdy słyszymy je z ust kontestatorów i dysydentów ponieważ wypowiedzi obozu rządzącego kształtują zachowania wszystkich podległych im służb. Jest to zjawisko niezależne od tego, kto akurat jest u władzy. Jeśli więc polityk partii rządzącej nazywa kogoś zdrajcą ojczyzny, nosicielem pasożytów albo resortowym dzieckiem, to jest duże ryzyko, że jego podwładni będą taką osobę dyskryminować w swoich działaniach.

- Ryba psuje się od głowy? Poziom agresji słownej w polityce przenosi się na zwolenników danych formacji politycznych?

- Hejt ma rozmaite przyczyny. To często wyładowanie emocji. Gdy hejt wypowiadany jest z pozycji władzy, wówczas służy dyscyplinowaniu odstępców. Gdy zaś jest głosem opozycji, to zwykle jest on wyrazem frustracji, poczucia, że się jest niewysłuchanym lub dyskryminowanym. Tak czuł się "obóz smoleński" przed jesienią 2015, a dziś tak czują się zwolennicy KOD czy państwa świeckiego. Warto jednak pamiętać, że każdy hejt może doprowadzić do przemocy poza internetem.

- No właśnie, internet jest trochę wentylem bezpieczeństwa, dzięki któremu można skanalizować swoją agresję? Czy pełni pewną funkcję terapeutyczną?

- Chciałbym, żeby tak było. Muszę jednak pana zmartwić. Ta hipoteza "katharsis" została już wielokrotnie obalona przez naukę. Jakakolwiek przemoc w środkach masowego przekazu - od brutalnych filmów przez gry komputerowe aż po obraźliwe wypowiedzi na forach - ma całkiem spory wpływ na nasze postawy i zachowania.

- Słyszałem już prawicowych publicystów, którzy twierdzą, że to, co wyprawia się w rzeczywistości wirtualnej, za chwilę może przenieść się na tzw. real. Za chwilę znów po biurach poselskich będą krążyć Ryszardowie C. i będą mordować polityków PiS. Nie jest to zwykła panika?

- Niestety, coś jest na rzeczy. Podwyższenie poziomu agresji oglądanej w internecie może przekładać się na agresję w życiu codziennym. Gdy oswajamy się z hejtem online, to wpływa to też na nasze zachowania offline. Niekoniecznie weźmiemy pistolet do ręki, ale na pewno zagłosujemy na bardziej brutalnego polityka, poprzemy siłowe rozwiązania. Widzimy to zresztą ostatnio w kwestii stosunku do imigrantów. Nie jest przypadkiem, że w prawie wszystkich ostatnich napaściach rasistowskich (na muzułmanów, ale też na Hindusa, Chilijczyka, Argentyńczyka czy chrześcijan syryjskich) słyszymy te same antymuzułmańskie bluzgi, którymi przepełniony jest prawicowy internet. Bardzo ważne są więc reakcje liderów na takie wypowiedzi, zanim zainspirują one kogoś do przemocy. Niestety, ostatnio rząd niewiele z tym robi. Musiało dojść do serii napaści na instytucje zajmujące się osobami homoseksualnymi, żeby przedstawiciel rządu wypowiedział się na ten temat. A przecież internet aż kipi od nienawiści wobec gejów. To przykre, że do dziś nie usłyszeliśmy mocnego głosu rządzących w sprawie serii rasistowskich napaści na osoby o ciemniejszej karnacji.

- Zdziczenie obyczajów nastąpiło wraz z rozwojem internetu i nakręcaniem się wojny politycznej w Polsce? Czy internet dał po prostu narzędzie do publicznego wyrażania swoich przekonań i agresji, która na podobnym poziomie utrzymywała się już wcześniej, ale dawano jej upust w grupie znajomych?

- Internet ułatwia wyrażanie opinii, których powstydzilibyśmy się w kontaktach twarzą w twarz. Psychologowie internetu często piszą o zjawisku "rozhamowania online". W internecie stajemy się nieco bardziej anonimowi, nasze twarze są niewidoczne - nikt nie widzi naszych emocji, niemożliwa jest też synchronizacja, czyli szybkie dostrzeganie reakcji odbiorców naszych wypowiedzi. W końcu mamy też poczucie braku jakiejkolwiek kontroli czy władzy innych ludzi nad naszymi zachowaniami. Wszystko to wpływa na większą brutalność wypowiedzi. W tym sensie sam internet czyni nas bardziej agresywnymi, niż jesteśmy w życiu offline, w codziennych rozmowach.

Zobacz także: Droga A4 zamknięta! Technicy badają okoliczności wypadku prezydenta