Robert Biedroń twierdzi, że działania dyplomatyczne w celu zapewnienia bezpieczeństwa na polsko-białoruskiej granicy prowadzą za polski rząd Angela Merkel i Ursula von der Leyen. - Nie zdziwiłbym się, gdyby to Orban robił tę dyplomację, bo oni w PiS są w nim zakochani, wiemy, że Kaczyński z Orbanem to taki związek partnerski, w którym Orban tego biednego Kaczyńskiego wykorzystuje. Ale żeby Niemcy za Kaczyńskiego załatwiali sprawy bezpieczeństwa naszej granicy?
Kamila Biedrzycka: Rząd wie, jak zamknąć sprawę kryzysu uchodźczego na granicy?
Robert Biedroń: Nie, problem eskaluje. PiS nawarzyło tego piwa, które my musimy dzisiaj solidarnie wypić. I to jest największa porażka tego rządu. Chciałem jeszcze zapytać o to gdzie jest prezydent RP? Gdzie jest minister spraw zagranicznych? Dzisiaj polską dyplomację załatwia Angela Merkel w Moskwie i Ursula von der Leyen w Waszyngtonie. Ja od miesięcy nie widziałem polskiego prezydenta, który, np., spotykałby się w Brukseli, w Waszyngtonie czy w Moskwie i walczył o rozwiązanie tego konfliktu. Czy pani ostatnio widziała ministra spraw zagranicznych? Bo ja przez ostatnie miesiące go nie widziałem.
- Może prowadzi dyplomację po cichu, a nie robi polityczny teatr. Tak sugerują politycy PiS.
- Dyplomację robi się skutecznie. Można ją robić po cichu, ale skutecznie. Czy polska dyplomacja skutecznie rozładowała ten kryzys? Niestety nie. Przez ostatnie miesiące rząd PiS napędzał propagandę strachu przeciwko uchodźcom, straszył, że są zoofilami, pedofilami, że roznoszą pasożyty itd….
- ...nawiązuje pan do słynnej już konferencji ministrów Kamińskiego i Błaszczaka.
- Wykorzystują tę sytuację do celów propagandowych. Jak oglądam telewizję Kurskiego, to naprawdę ciężko mi ją odróżnić od telewizji reżimowej Łukaszenki. Oni nawarzyli piwa, a teraz problem musimy rozwiązać wspólnie. Ja zajmuję się kwestiami Białorusi i naprawdę, proszę mi wierzyć, że to jest jak zabawa zapałkami, wystarczy mała iskra, żeby na granicy doszło do tragedii.
- Scenariusz przemocy i rozlewu krwi jest, pana zdaniem, realny?
- Bardzo realny. Bo wystarczy skuteczna prowokacja ze strony białoruskiej, czy nawet przypadkowe wtargnięcie polskiego żołnierza na stronę białoruską. I będziemy mieli już do czynienia z konfliktem, który nie jest już w miarę do rozładowania, bo z konfliktem militarnym, zbrojnym. Padnie jeden czy drugi strzał i naprawdę będziemy mieli konflikt wojenny na tej granicy.
- Jak mu zapobiec?
- Trzeba pójść po rozum do głowy, czego polski rząd jeszcze nie zrobił. Od 1989 r. nie mieliśmy sytuacji, w której obce państwa prowadzą za nas dyplomację! Nie zdziwiłbym się, gdyby to Orban robił tę dyplomację, bo oni w PiS są w nim zakochani, wiemy, że Kaczyński z Orbanem to taki związek partnerski, w którym Orban tego biednego Kaczyńskiego wykorzystuje. Ale żeby Niemcy za Kaczyńskiego załatwiali sprawy bezpieczeństwa naszej granicy? Prezydent Duda i minister spraw zagranicznych muszą się wziąć za swoją robotę. Podczas ostatniego szczytu OBWE było 35 krajów, które przyjęły stanowisko ws. Białorusi. Wie pani jakiego kraju nie było?
- Polski. Było o tym dość głośno. Jak pan ocenia zachowanie premiera Morawieckiego, który po spotkaniu z szefem Rady Europejskiej wygłasza wiele ciepłych słów pod adresem Unii, a dzień później wygłasza w Krakowie przemówienie o antyunijnym wydźwięku? W co gra obecna władza?
- Ja mam wrażenie, że te przemówienia są pisane cyrylicą na Kremlu. Nie rozumiem tego.
- Sugeruje pan, że rząd PiS działa według scenariusza Putina?
- Mam wrażenie, że tak jest. Jeśli mówi się takie słowa w chwili, gdy przyjeżdża najwyższy rangą urzędnik unijny... Rada Europejska ma dzisiaj najwięcej mechanizmów, w tym wprowadzania sankcji, do rozładowania tego konfliktu. Jeśli takie słowa padają w chwili, gdy okazywana jest unijna solidarność, która ma pomóc w zagwarantowaniu bezpieczeństwa naszego kraju, to ci ludzie, którzy nami rządzą po prostu rozumu nie mają. I mówię to z całą odpowiedzialnością. My dzisiaj tej pomocy potrzebujemy.
- Według pana rząd PiS zmienia taktykę, podejście i rzeczywiście dochodzi do wniosku, że trzeba umiędzynarodowić ten kryzys?
- Nie. Ponieważ oglądam też media reżimowe Łukaszenki i widzę tam Łukaszenkę, który mówi tak: „Wy twierdzicie, że ja jestem złym batiuszką? Że ja torturuję ludzi? Że ja jestem despotą? Ja rozdaję tym uchodźcom koce i żywność! Wpuszczam CNN, BBC, międzynarodowe stacje mogą wszystko relacjonować. A zobaczcie co jest po polskiej stronie – zasieki, żołnierze i umierający ludzie”. Taki przekaz idzie. I to jest kompletnie nieodpowiedzialne! Trzeba wpuścić dziennikarzy.
- Podobno mają być wpuszczeni, ale jeszcze nie ma przepisów, nie ma szczegółów.
- No właśnie. Wpuszczeni pod kontrolą straży granicznej. To naprawdę nie są standardy XXI wieku. Nawet w czasie wielkich konfliktów zbrojnych dziennikarze wojenni relacjonują tego typu wydarzenia.
- Na razie świat jest skazany na przekaz reżimu Łukaszenki.
- I to nam nie pomaga.
- Dlaczego tak się dzieje?
- Bo polskie władze się boją. Bo dzieją się tam rzeczy, które są niezgodne z prawem międzynarodowym. A dziennikarze by to dokumentowali. Bezpieczna granica to granica szczelna, ale także granica, na której nie umierają ludzie.
- Tylko jak ten problem rozwiązać, bo już wiadomo, że Łukaszenka będzie ludzi na granicę zwoził coraz więcej. Co z matkami i dziećmi? Procedurami weryfikacyjnymi? A może korytarz humanitarny?
- Mamy doświadczenie międzynarodowe. Po pierwsze, trzeba ten konflikt rozładowywać politycznie. Trzeba doprowadzić do pójścia jasnego przekazu: wpuszczamy dziennikarzy. Po drugie, trzeba dać dostęp organizacjom humanitarnym. Po trzecie, polska dyplomacja musi współpracować z dyplomacją unijną i amerykańską oraz z NATO. Po czwarte, trzeba doprowadzić do sankcji wobec Łukaszenki, które naprawdę go zabolą. Polska jest w tej sprawie bardzo słaba. Po piąte, trzeba ws. uchodźców stosować prawo międzynarodowe. Trzeba rozpatrywać wnioski azylowe. Jeśli będą rozpatrzone negatywnie, trzeba tych ludzi z powrotem odsyłać do ich krajów.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka