Pracownia na zlecenie dziennika, zadała Polakom pytanie, na które ugrupowanie chcieliby oddać głos w wyborach. Pomiar przeprowadzony 13 listopada, czyli tuż po Święcie Niepodległości, nieuwzględniający nieistniejącej jeszcze partii Biedronia dał bez zaskoczenia zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości (40 proc.). Na drugim miejscu znalazła się Platforma Obywatelska (30 proc.). Ostatnie - choć po wpadnięciu w polityczny zapewne cieszące - miejsce na podium (ex aequo z Kukiz’15) przypadło Sojuszowi Lewicy Demokratycznej. Lewica zanotowała wynik rzędu 6 proc.
Gdyby do sondażu jednak dodać ugrupowanie Biedronia, widać, to zdeklasowałoby SLD. W takim wypadku partia byłego prezydenta Słupska zdobyłaby aż 9 proc., wysuwając się na pozycję trzeciej siły w kraju. SLD straciłoby zaś 1 proc., balansując na granicy progu wyborczego. Co ciekawe, również 1 proc. straciłaby partia Razem. Dlaczego Biedroń jest lepszy od starego, dobrego SLD?
Pierwsza przyczyna to nowość. Spadło zaufanie i spadła wiarygodność SLD. Nie ma zbyt dużej wiarygodności lider Sojuszu, Włodzimierz Czarzasty. Problem tej partii polega na tym, że ma elektorat, a nie ma przywódców. Pojawienie się Biedronia, który ma za sobą jakąś karierę polityczną, ale jest postrzegany jako osoba spoza układu. Jego wiarygodność wynika ze świeżości. Ponadto jest on postrzegany jako człowiek sukcesu, jednak wygrał wybory na prezydenta Słupska. Ponadto rysuje perspektywy szerszego programu, takiego socjalliberalnego – czyli chce wyjść ponad lewicę. To oznacza, że osłabi nie tylko SLD, małe ruchy miejskie, ale trochę skonsumuje i Platformę Obywatelską, której wyborcy w części reprezentują nurt lewicy światopoglądowej. Biedroń jest wielką niewiadomą. W lutym przedstawi swój program i pokaże, czy coś potrafi. Jego program to będzie zbieranina: trochę z lewa, trochę z prawa. Cóż, jest zawsze zapotrzebowanie na nowość i lidera, który jest wiarygodny. Nie sądzę jednak, żeby Biedroń miał szansę na więcej niż 11 proc. A to dlatego, że elektorat socjalny jest zagospodarowany przez PiS, natomiast elektorat światopoglądowo lewicowy oscyluje właśnie w okolicach 10 proc. społeczeństwa
– uważa prof. Kazimierz Kik. Czy w takim razie szansą dla SLD mogłoby być wielkie zjednoczenie na lewicy? - Nie wierzę w taki scenariusz. To, że działacze się połączą w jedną strukturę, nie znaczy, że pójdzie za nimi elektorat. Z jakichś powodów np. zwolennicy SLD nie chcą głosować na Razem i odwrotnie – kwituje politolog.